Ministrowie transportu państw UE po raz pierwszy dyskutowali w czwartek w Luksemburgu o pakiecie mobilności zaprezentowanym przez Komisję Europejską tydzień wcześniej. Zawiera on zapisy bardzo niekorzystne dla polskich przewoźników. Przewiduje m.in., że każdy kierowca, który spędza przynajmniej trzy dni w miesiącu w wybranym kraju UE, będzie traktowany jak pracownik delegowany. A to oznacza konieczność wypłacania mu lokalnej płacy minimalnej i wypełniania wszystkich skomplikowanych procedur wynikających z dyrektywy o pracownikach delegowanych.
– Jesteśmy przeciwni zasadzie delegowania w transporcie międzynarodowym. Bo kierowcy to wysoce mobilni pracownicy – powiedział Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury. Do polskiego stanowiska dołączyło kilka krajów: Bułgaria, Rumunia, Czechy, Słowacja, Węgry, Litwa i Łotwa. To jednak ciągle zbyt mało, żeby zablokować propozycję Komisji.
Z dyskusji w Luksemburgu wynikało jednak, że jest możliwe złagodzenie ostrych warunków postawionych przez Komisję. Bo jest grupa krajów tzw. peryferyjnych, czyli położonych na obrzeżach UE, które nie chcą tak krótkiego limitu dla delegowania. Zgadzają się z samą zasadą, kontestowaną przez Polskę, ale żądają dłuższego okresu bez delegowania. O tym mówili m.in. ministrowie Hiszpanii, Portugalii i Irlandii. Hiszpański minister zaproponował podniesienie limitu z trzech do sześciu dni. Na szczegółowe ustalenia przyjdzie pora w czasie negocjacji. W czwartek doszło tylko do wstępnej wymiany zdań.
Propozycja Brukseli jest ukłonem w stronę Francji i Niemiec, które wprowadziły już restrykcje dla zagranicznych przewoźników. Komisja odpowiedziała na nie procedurami o naruszenie unijnego prawa, ale jednocześnie przygotowała regulacje, które uczynią te bezprawne praktyki legalnymi. – Sprzeciwiamy się protekcjonistycznej polityce niektórych państw, w tym przypadku Francji i Niemiec. Nie może być tak, że rozstrzygnięcia francuskie czy niemieckie w obszarze transportu staną się podstawą nowych unijnych przepisów – mówił minister Adamczyk. W czasie spotkania w Luksemburgu widać było wyraźnie, że Francja i Niemcy twardo chcą rozwiązań, które zmniejszą konkurencyjność przewoźników z Europy Środkowo-Wschodniej.