Sposób na przekazywanie prawdy

Wystąpił w najsłynniejszych filmach brytyjskich lat 90. W Trainspotting” był wąsatym szaleńcem Begbie’em. W „Goło i wesoło” ujmował jako sympatyczny rozwodnik Gaz, który z braku pracy decyduje się na męski striptiz. Jednak Robert Carlyle unika gwiazdorstwa. Woli schować się w rolach, które gra

Publikacja: 13.03.2008 11:21

Sposób na przekazywanie prawdy

Foto: EAST NEWS

Fascynuje dziennikarzy. W brytyjskiej prasie można przeczytać wiele tekstów, w których autorzy rozważają, czy Carlyle ma duszę wariata jak Begbie z filmu Danny’ego Boyle’a (1996), czy też bliżej mu do subtelnego, delikatnego Gaza z komedii Petera Cattaneo (1997). Pochodzący z Glasgow aktor nie ułatwia im zadania. I ma ku temu powód: w 1996 roku „Sunday Mirror” odnalazł i przeprowadził wywiad z jego matką. Carlyle nie miał z nią kontaktu przez 30 lat. Kobieta zostawiła go, gdy miał cztery lata. Od tego czasu powtarza: „Nie ufam mediom”.

Najważniejszy był dla niego ojciec. Z trudem wiązali koniec z końcem, żyjąc w zaniedbanych mieszkaniach, pustostanach i artystycznych komunach. Mały Robert zawsze różnił się od rówieśników. Pewnego dnia przyszedł na szkolne podwórko ubrany w wielobarwną koszulę, szorty, z włosami do pasa. Nauczycielka odesłała go do domu, bo... zapomniał założyć buty.

Rzucił szkołę w wieku 16 lat. Zaczął pracować z ojcem i wyglądało na to, że pójdzie w jego ślady — też zostanie malarzem i dekoratorem. Jednak stało się inaczej. Kiedy miał 21 lat, kupił za 75 pensów „Czarownice z Salem”, książkowe wydanie dramatu Arthura Millera. — Przedtem byłem może w teatrze ze dwa razy — mówił po latach w wywiadzie dla „The Guardian”. — Uważałem, że to beznadziejne miejsce. Ale przeczytałem „Czarownice z Salem” i pomyślałem, że są wspaniałe. Mogłem zobaczyć te postaci.

To był przełom. Postanowił zostać aktorem. Najpierw zapisał się do Glasgow Arts Centre, a potem dostał się na studia do Royal Scottish Academy of Music and Drama.

W kinie zadebiutował w „Riff-Raff” Kena Loacha (1990), film zdobył nagrodę krytyki w Cannes, a reżyser i aktor przypadli sobie do gustu. — Tym, co mi imponuje w Robercie — mówił Loach podczas „Pieśni Carli” (1996), ich następnej wspólnej produkcji — jest to, że gra prosto i szczerze. Ufam jego instynktowi.

Carlyle jest znany z perfekcyjnego przygotowania do roli. — Staram się zatracić do tego stopnia, żeby stracić świadomość, że gram — mówił „The Guardian”. Przygotowując się do „Pieśni Carli”, w której miał wcielić się w miejskiego kierowcę zakochanego w Nikaraguance, ukończył kurs nauki jazdy piętrowym autobusem. Występując w „Safe” Antonii Bird (1993) — historii o bezdomnych — spał na ulicach. Gdy w horrorze „28 tygodni później” Juana Carlosa Fresnadillo (2007) musiał zagrać przemianę w zombie, tak długo i mocno uderzał głową o specjalnie wzmocnioną szybę, że bolała go potem przez kilka dni. A wcielając się w terrorystę Renarda, przeciwnika Bonda w „Świat to za mało” (1999), zgłębiał opracowania na temat zaburzeń nerwowych i chorób mózgu. Chciał wczuć się w sytuację bohatera, który nie odczuwa bólu. Wszystko po to, żeby — jak tłumaczy Carlyle — nie grać, ale przekazywać prawdę.

Ta metoda sprawia, że zlewa się z postacią. Dlatego media — od czasu, gdy Carlyle zachwycił widzów w „Trainspotting” i „Goło i wesoło” — tak bardzo chcą się dowiedzieć, jaki jest naprawdę.

A on tłumaczy dziennikarzom: — Im bardziej się odkrywasz, tym mniej jesteś potem wiarygodny w portretowaniu ludzi.

Jestem prywatną osobą. Mam bardzo wąskie grono przyjaciół.

Jednak nie zostawią go w spokoju. W jednym z filmów, do których obecnie się przygotowuje, będzie tajnym agentem, który okaże się kimś innym, niż myślał jego syn. Dziennikarze znowu będą się doszukiwać drugiego dna.

Robert Carlyle w tym tygodniu w filmach „Świat to za mało” (TVP 1, sobota, godz. 20.15) i „Pieśń Carli” (Cinemax, czwartek, godz. 12.40)

Fascynuje dziennikarzy. W brytyjskiej prasie można przeczytać wiele tekstów, w których autorzy rozważają, czy Carlyle ma duszę wariata jak Begbie z filmu Danny’ego Boyle’a (1996), czy też bliżej mu do subtelnego, delikatnego Gaza z komedii Petera Cattaneo (1997). Pochodzący z Glasgow aktor nie ułatwia im zadania. I ma ku temu powód: w 1996 roku „Sunday Mirror” odnalazł i przeprowadził wywiad z jego matką. Carlyle nie miał z nią kontaktu przez 30 lat. Kobieta zostawiła go, gdy miał cztery lata. Od tego czasu powtarza: „Nie ufam mediom”.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Telewizja
„The Last of Us” bije rekord w Ameryce, a zagrożenie rośnie
Telewizja
„Duduś”, który skomponowała muzykę „Stawki większej niż życie” i „Czterdziestolatka”
Telewizja
Agata Kulesza w akcji: TVP VOD na podium za Netflixem, Teatr TV podwoił oglądalność
Telewizja
Teatr TV i XIII księga „Pana Tadeusza" napisana przez Fredrę
Telewizja
Teatr TV odbił się od dna. Powoli odzyskuje widownię i artystów