Świat zwariował na punkcie piłki nożnej i rozmowy na jej temat coraz bardziej przypominają obłęd naszej polityki.
„Ja nie należę do tej partii, która chciałaby z piłki nożnej zrobić basket, koszykówkę czy coś innego” – powiedział Zbigniew Boniek w poniedziałkowych „Faktach po Faktach”. Zdaniem piłkarza polityka futbolowa powinna być ostra i bezwzględna: „Jakbym grał o mistrzostwo świata z polską drużyną, to też grałbym twardo, po męsku. Czasami chciałbym powstrzymać akcję przeciwnika, jeżeli byłaby niebezpieczna, bo to jest jedyny mecz w moim życiu. Bardzo się dziwię tym, którzy chcieliby oglądać grę bezkonfliktową, ładną, która by się skończyła 3:3. Wszyscy by się głaskali, wszyscy by się kochali. W piłce nożnej są starcia, jest bezpośredni kontakt. I z uśmiechem patrzę na tych, którzy chcieliby oglądać finał cukierkowaty, gdzie wszyscy wszystkich szanują. To jest nie do pomyślenia”.
A ja uważam, że do pomyślenia, choć z pewnością należę do tych, z których sławny Zibi się śmieje. Bo ja chciałbym oglądać ładną grę, w której piłkarze by się szanowali, a sześć bramek rozłożonych po równo to bardzo dobry wynik.
Recepta na sukces polityki futbolowej jest według Bońka prosta: „Rząd hiszpański wprowadził bardzo dobre udogodnienia dla drużyn piłkarskich, i nie tylko. Proszę wziąć pod uwagę, że obcokrajowcy, którzy przyjeżdżają, i nie tylko oni, bo wszyscy piłkarze, płacą dużo niższe podatki niż wszyscy inni”.
Nasz rząd też nieźle kopie, ale mam nadzieje, że niższe podatki dla piłkarzy skieruje na aut. A jednak, jak na piłkarskiego macho, Zibi zaskoczył mnie w jednej sprawie: „Co to za mężczyzna, który nie potrafi płakać. My się czasami łez wstydzimy, ale łzy szczęścia są zawsze łzami fantastycznymi”. Czyli najpierw kopiemy przeciwnika, najlepiej w klatkę piersiową, że aż dudni, a potem my płaczemy ze szczęścia, a on z bólu.