Monika Milewska wyjechała do Las Vegas boksować się z przeszłością. Ewa Drawska pozwoliła hulać po hali uczuć innej bohaterce. Kasia Górka przez kilka tygodni żyła przed kamerą tak, by jej ekranowych perypetii wystarczyło na jak najwięcej odcinków.
Monika, Ewa i Kasia to bohaterki, które producentom seriali – „Prosto w serce”, „Szpilki na Giewoncie” i „Barwy szczęścia” – w zeszłym roku pokrzyżowały zdjęciowe plany. Ale grające te postaci Anna Mucha, Magdalena Schejbal i Katarzyna Glinka nie są pierwszymi aktorkami, które zdecydowały się połączyć macierzyństwo z pracą w wieloodcinkowej produkcji. Lista podobnych przypadków jest długa, więc polscy realizatorzy zdążyli już przećwiczyć parę pomysłów na wpasowanie ciąży w produkcyjny cykl.
Tonowanie na ekranie
Problem pierwszy: jak ciążę ukryć? Niektóre z rozwiązań są oczywiste i na tyle czytelne, że nawet widz niewertujący na co dzień plotkarskich rubryk dostrzega zbliżającego się bociana.
Kiedy pierwszoplanowa postać, do tej pory niezwykle aktywna i eksponująca swoje walory w najprzeróżniejszych sytuacjach, zaczyna preferować spokojne zajęcia, gdy coraz częściej filmowana jest z bliska i mniej się na ekranie pokazuje w negliżu i dopasowanych strojach, w głowie niejednego fana zapala się czerwona lampka. Napięcie rośnie też na planie.