Większość bohaterek filmu „Małe miss” to kilkuletnie dziewczynki, ale zdarzają się i trzytygodniowe panienki w pieluchach, bo nie ma limitu wieku na tych imprezach. Życie starszych dziewczynek upływa na przygotowaniach do konkursów piękności, treningach, by jak najlepiej na nich wypaść, przymiarkach kosztownych kreacji i podróżach z jednego konkursu na drugi. To świetny biznes dla organizatorów i fotografów, którzy za sesje zdjęciowe kandydatek na małoletnie królowe piękności inkasują setki, a nieraz tysiące dolarów.
Siedmioletnia Alexi, by zostać małą miss Austin, codziennie po powrocie ze szkoły ćwiczy z mamą układ taneczny, który odkryje jej wszystkie talenty. W pierwszym konkursie wystartowała, mając dwa lata.
– To wymaga wysiłku, ale nie narzeka – zapewnia mama Alexi.Tuż przed konkursem wizażystki czeszą i malują dziewczynki. Przylepiają im sztuczne rzęsy, robią dorosły makijaż. Bywa, że małe gracje wkładają peruki.
– Na czas konkursu zakładamy dziewczynkom sztuczne zęby albo pilnujemy, żeby uśmiechały się, nie otwierając buzi – wyjaśnia jedna z matek.
– Nie widzę powodu, by siedmiolatki pacykować jak dorosłe kobiety. Trzeba ukazywać ich naturalne piękno – staje w obronie córki jeden z ojców. Ale daremnie, bo wszystkie kluczowe decyzje dotyczące dziecka podejmuje jego żona. Dziewczynka ma spełniać jej ambicje i marzenia. O tym, co przeżywa kilkulatka, gdy przegrywa rywalizację z koleżankami – mama woli nie myśleć.