Amerykańska dokumentalistka dostała się do Korei Północnej dzięki fortelowi. Oficjalnie była członkiem ekipy nepalskiego okulisty, dra Sandika Ruita. Dostał on pozwolenie na 10-dniowy pobyt, by dokonać tysiąca zabiegów usunięcia katarakty u niewidzących. Zabrał ze sobą cały potrzebny sprzęt, łącznie z generatorem prądu, bo w koreańskich szpitalach brakuje podstawowych leków i aparatury medycznej, a jeśli już jest, to z darów, i miejscowi lekarze nie potrafią jej obsługiwać.
Ekipa jest eskortowana przez funkcjonariuszy już od Katmandu, bagaż zostaje starannie sprawdzony, a telefony komórkowe – odebrane. Przemycona kamera utrwala jednak choćby fragmentaryczną prawdę o totalitarnym państwie rządzonym przez Kim Dzong Ila.
W stolicy kraju Phenianie mieszkają tylko uprzywilejowani, w nagrodę za lojalność wobec władz. Ale nawet im nie powodzi się nadzwyczajnie, skoro na wielopasmowych ulicach miasta z rzadka zobaczyć można samochód. Nie ma dostępu do Internetu i możliwości, by indywidualnie przemieszczać się po kraju. Nie wolno korzystać z zagranicznych źródeł informacji. Prasa i telewizja są pod kontrolą władz. Wszędzie widać podobizny Wielkiego Wodza – Kim Ir Sena i jego panującego syna.
Trudno uwierzyć, że w 23-milionowym państwie nie ma ludzi, którzy chcieliby coś zmienić. Na ulicy spotkać ich jednak nie sposób. Jeżeli – to w obozach koncentracyjnych, takich jak rodzinny obóz „numer 22”, do którego trafiają krewni niepokornych. W osadzie o rozmiarach 40 na 50 kilometrów zesłanych jest podobno około 50 tysięcy ludzi. Pozostaną tam do śmierci. Były strażnik tego obozu, uciekinier, opowiada: – Widziałem dzieci walczące o ziarno kukurydzy znalezione w krowim łajnie. Krowa zjadła kukurydzę, a dzieci wydobyły ziarno z odchodów, opłukały wodą i zjadły...
Szacuje się, że około 40 procent północnokoreańskich dzieci jest stale niedożywionych. Przeciętny siedmiolatek na Północy jest o 20 centymetrów niższy i 10 kilogramów lżejszy od rówieśnika na Południu.