Główny bohater, policyjny detektyw Raylan Givens, przypomina szeryfa z klasycznych westernów. Nie dosiada co prawda wierzchowca, ale nie rozstaje się z kapeluszem i spluwą.
Zostaje przeniesiony z Miami do rodzinnego miasteczka w stanie Kentucky. Na Florydzie naraził się szefom i mediom zabijając przestępcę w środku dnia w barze obok plaży. Rozpoczynająca serial scena z bandytą kręcona jest jak pojedynek rewolwerowców. Inaczej wygląda tylko scenografia - przeciwnicy siedzą przy stole. Gangster pierwszy wyciąga broń, ale Raylan szybciej pociąga za spust.
„Justified" jest brutalny i krwawy jak antywesterny z lat 60., w których zatarty został podział na dobrych i złych kowbojów. Główny bohater serialu, choć balansuje na granicy prawa, ma niezłomne moralne zasady. Bliżej mu do uczciwych postaci granych przez Johna Wayne'a, niż żądnych zemsty protagonistów w filmach Sergio Leone czy Sama Peckinpaha.
Przyjazd do Kentucky to dla Raylana podróż do czasów dzieciństwa. W pilocie serii ściga bandytę, który wysadził kościół z wyrzutni rakiet. Okazuje się, że to przyjaciel z dawnych lat - ich konfrontacja staje się głównym wątkiem pierwszego sezonu. Z antagonisty Raylana scenarzyści zrobili potwora - jest nie tylko psychopatycznym mordercą, także szefem gangu neonazistów. Jego banda, jak kryminaliści z westernów, ma kryjówkę na obrzeżach miasta. Tam planują napady na banki i akcje przeciwko czarnoskórym i Żydom. Miasteczko w stanie Kentucky, znajduje się co prawda na wschodzie USA, ale przypomina miasto bezprawia na dzikim Zachodzie.
Raylana zagrał Timothy Olyphant, który wcześniej zasłynął rolą w serialu HBO „Deadwood” (2004-2006 r.). Tam po raz pierwszy wcielił się w stróża prawa, ale w klasycznym westernowym czasie - akcja dzieje się pod koniec XIX wieku.