Spektakl zagrano w setną rocznicę śmierci Stanisława Wyspiańskiego w słynnym Teatrze Skarbkowskim, jednej z najbardziej zasłużonych scen Lwowa. Obecnie jest on siedzibą ukraińskiego Teatru Dramatycznego.
Pokaz miał symboliczny wymiar także dla katowickich aktorów. Początek dzisiejszemu zespołowi Teatru Śląskiego dali bowiem polscy artyści ze Lwowa, którzy w wyniku powojennych zmian wschodnich granic Polski przenieśli się w 1945 roku do Katowic. Na inaugurację zagrali właśnie „Wesele”.
Najnowsza inscenizacja tego dramatu była dla lwowiaków sporym zaskoczeniem. Widzowie przyjęli ją jednak w skupieniu. Trzykrotnie przerywano przedstawienie oklaskami, a zakończyła je kilkuminutowa owacja na stojąco.
– Spektakl, pozbawiony właściwie dekoracji, w pierwszych chwilach trochę mnie rozczarował – mówi Maria Szymańska, rodowita lwowianka. – Potem jednak bardzo wciągnął, a kilka razy wręcz wzruszył. Reżyser pozbawił go taniego sentymentalizmu. Wysoko postawił poprzeczkę, więc aktorzy nie mieli łatwego zadania, a jednak świetnie sobie poradzili. Żyd (Adam Bauman) wyglądał jak właściciel dobrze prosperującej firmy. Poeta (Artur Świąs) przeżywał dylematy współczesnego młodego człowieka.
– Reżyser zadziwił mnie współczesnym odczytaniem dramatu, zrezygnował z ludowości, z jaką zwykło się wystawiać „Wesele” – przyznał przebywający na krótkim urlopie we Lwowie student z UW Jan Dąbkowski.