Krzysztof Miklaszewski był autorem większości z nich. Kolejny jego tom – „Tadeusz Kantor między śmietnikiem a wiecznością”, wydał właśnie PIW. Obok anegdot uwagę czytelnika przykuwa piękna graficzna strona książki.
– Z Tadeuszem Kantorem spędziłem od 1973 r. 15 lat, dokumentując jego twórczość i grając w przedstawieniach Teatru Cricot 2 – mówi autor. – Byłem powiernikiem mistrza. Plon tych kontaktów to walizy papierów i pudła dokumentacji. Zapiski i nagrania zagubione wśród domowych rupieci są dziś dla mnie bezcennym źródłem. Zgodnie z Kantorowską zasadą, że doświadczając uroków śmietnika, dotykamy wieczności, „odpady” te zaczęły żyć na nowo. Oddziaływać już nie tylko na mnie.
Miklaszewski przytacza m.in. spisane z taśm filmowych wypowiedzi mistrza: „Widzę jasno degrengoladę teatru, który za wszelką cenę chce być awangardowy, aby utrzymać się na powierzchni drakońskich wymagań cywilizacji konsumpcyjnej – mówił Kantor w programie z cyklu „Moja historia sztuki”.
Książka zawiera też zapis ścieżki dźwiękowej z reportażu „Postscriptum” – o pamiętnym pokazie przedstawienia „Wielopole, Wielopole” w grudniu 1983 r. w kościele parafialnym w miejscowości, gdzie urodził się Kantor.„Jest w Wielopolu kurtyna jasełkowa, którą Kantor namalował w czasie okupacji – wylicza Miklaszewski. – Są trzy sine końskie łby w stylu Fałata, ofiarowane przez młodego studenta Akademii Sztuk Pięknych pani doktorowej, która podbiła serce Tadeusza. Kantor, kiedy przedstawiono mu te »młodzieńcze trofea«, żachnął się: »To nie moje!« i znowu pobiegł na rynek. Tam, zobaczywszy swoje szkolne koleżanki, ratował się ucieczką na plebanię”.
W wywiadzie „O powinnościach artysty”, po pierwszym solidarnościowym zrywie, poruszył Kantor kwestię swobody wypowiedzi: „mówią, że mieli knebel na ustach. Otóż dla mnie jest to dosyć podejrzane, dlatego że ktoś, kto sobie pozwolił założyć knebel, był prawdopodobnie do tego predysponowany. On nie miał w sobie poczucia wolności”. A jak sobie dał to zrobić, to „nie powinien na ten temat mówić” – stwierdzał.