Spektakl Antoniny Grzegorzewskiej na Scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego musi wywołać porównania z dziełem ojca. Na początku uderza podobieństwo rekwizytów i formy. Rzędy teatralnych foteli zostały rzucone w przestrzeń sceny, a postaci, poza głównymi, zwielokrotnione – grane przez pięć aktorek. To chór powtarzający gesty i frazy, ubrany jak komando czeczeńskich samobójczyń w teatrze na moskiewskiej Dubrowce. Dziewczyny trzaskają drzwiami, by podkreślić bunt Ifigenii przeciw matce.
Większość aktorów Grzegorzewskiej grała w ostatnim spektaklu Grzegorzewskiego „On. Drugi powrót Odysa”. Wówczas ojciec wykorzystał monodram córki. Teraz Anna Gryszkówna jest Ifigenią, Jerzy Radziwiłowicz Agamemnonem, posągowa Magdalena Warzecha Artemidą i nieobliczalna Ewa Konstancja Bułhak – Medeą. W finałowej scenie przedstawienia Antoniny ciało Ifigenii ciągnie po ziemi Żołnierz (Jacek Mikołajczak). To cytat ze spektaklu ojca.
Bombardują nas znane z jego teatru gry słowne, zmiany rytmów w grze aktorów, układzie obrazów i scenicznych planów. Na elektronicznym pasku – didaskalia i partie narratora. Przestrzeń pokoju Ifigenii wyznaczony wersalka i lodówka, w której przechowuje się pojemnik na śmieci. Polowe łóżka Agamemnona i Menelaosa przenoszą nas w stronę Troi. Zaś cynowa trumienna wanna Artemidy i nagrobki psów pośród zgniłych liści niosą nastrój śmierci.
Na tym podobieństwa między teatrem ojca i córki się kończą. Spektakl utalentowanej reżyserki nie jest kontynuacją, lecz ostrą repliką i kontrą, przeciwnym biegunem estetyzującego, eskapistycznego teatru Grzegorzewskiego. Antonina podkreśliła to wyraźnie. W miejscu, gdzie jej ojciec miał scenę, ona usytuowała widownię. Inaczej patrzy na sztukę i świat. Sama napisała poetycki tekst w tonacji Tadeusza Różewicza i Heinera Müllera. Opowieść o ofiarowaniu Ifigenii przez ojca Agamemnona w zamian za wiatr, który umożliwi dopłynięcie do Troi, skomponowana jest zgodnie z zasadami chronologii. Słowo gra główną rolę, pomimo ważnego udziału w spektaklu współpracowników ojca – scenografki Barbary Hanickiej i kompozytora Stanisława Radwana.
Grzegorzewska stworzyła cykl scen pokazujących samotność kobiet i porzucenie ich przez mężczyzn. Ale przedstawienie nie jest manifestem feminizmu, lecz wyrazem tęsknoty za mężczyzną, który nie ucieka z domu, by spełnić się na wojnie, w sztuce, w pracy, z kochanką czy kochankiem. U Grzegorzewskiej Achilles jest homoseksualistą. Reżyserka ostro gra kolokwialnym znaczeniem słowa „pedały” i wokół roweru komponuje balet zniewieściałych gestów gejowskiej pary, modlitwę o prezerwatywy dla chłopaków w Troi.