Krystian Lupa zdobywa „Czarodziejską górę” w Salzburgu

„Czarodziejska góra” w inscenizacji Krystiana Lupy, o wyzwalaniu się ze społecznych konwencji, pokazuje zderzenie liberalizmu z konserwatyzmem, które może przerodzić się w kolejną wojnę.

Publikacja: 22.08.2024 04:30

Scena Nocy Walpurgii w wykonaniu Jaunimo Teatras z Wilna. Tomasz Mann miał na Litwie dom

Scena Nocy Walpurgii w wykonaniu Jaunimo Teatras z Wilna. Tomasz Mann miał na Litwie dom

Foto: Salzburg Festival/Konrad Fersterer

Korespondencja z Salzburga

Tomasz Mann w wydanej 100 lat temu „Czarodziejskiej górze” opisał duchowe przygody Hansa Castorpa na tle epoki, skrajnie różnych osobowości i poglądów. Bohatera rzuconego w wir sanatorium w Davos, gdzie pojechał odwiedzić chorego kuzyna Joachima i sam okazał się chory. Jednak zdania, które jako pierwsze w spektaklu wypowiada 23-letni Castorp (Donatas Želvys) „Znowu jadę, znowu nieświadomy tego, jak prowokuję swój los tą podróżą...”, nie napisał Mann, lecz Lupa. I brzmi jak credo, podsumowanie życia 80-letniego inscenizatora.

Prapremiera „Czarodziejskiej góry” na Festiwalu Salzburskim

Podczas prapremiery na Festiwalu Salzburskim (20 sierpnia) od początku dały znać o sobie transgresje postaci i przenikanie biografii. Ukochaną Hansa Kławdię grają trzy aktorki (Viktorija Kuodytė, Aušra Giedraitytė i Alvydė Pikturnaitė), a objawia się też poprzez nią Przybysław Hippe, dziecięca jeszcze, szkolna miłość Hansa, wyrażona niewinnie prośbą o pożyczenie ołówka. Seksualność gestu materializuje się po latach w spotkaniu z Rosjanką.

Można mówić o podobieństwie scenicznego Castorpa do młodego Lupy. Również dlatego, że reżyser przypomniał, iż w młodości, pewnie w wieku swojego obecnego bohatera, zaczął tworzyć powieść „Klasztor nasłuchujących” o artystach, którzy z dala od ludzkości poprzez sztukę mierzą się z apokalipsą. Powieść przeszła, w trwające do dziś, pisanie dziennika artysty. Dziennik stanowi motyw spektaklu o sanatorium, nad którym ciąży I wojna światowa (doświadczenie Manna) i jej nowe widmo (złe przeczucia Lupy).

Czytaj więcej

Krystian Lupa o powrocie do „Czarodziejskiej góry”: Zachorowałem na Tomasza Manna

Temat wojny reżyser podjął już w „Placu Bohaterów” Bernharda (2015) i „Austerlitz” (2020), zrealizowanych w Wilnie przed „Czarodziejską górą”, koprodukcją wileńskiego Jaunimo Teatras i Festiwalu Salzburskiego. Innym zaś tematem salzburskiej premiery jest wchodzenie, jak to reżyser nazywa, w sferę Wielkiej Niewiadomej, nawet gdyby oznaczało ryzyko katastrofy.

Osoby konserwatywne to przeraża, odważne, jak Lupa – co najmniej od studiów w łódzkiej filmówce na przełomie lat 60. i 70., skąd wyrzucono go jako hipisa i geja – pobudza. Spotkanie z drugim człowiekiem nazywa „wielką erupcją kosmiczną”. Teraz zrobił spektakl o nieustannej przemianie – zaznaczonej w wizualizacjach alchemicznym symbolem putrefactio. Pod wzniosłym określeniem kryje się gnicie białka, o którym wiele mówi się w sanatorium, a bez którego nie ma krążenia materii w przyrodzie. Bo życie to ciągłe umieranie i odradzanie się.

Sekwencja balu naznaczona szatańską czerwienią

Ale choć w „Czarodziejskiej górze” bohaterowie umierają lub muszą umrzeć – bezsensownie tkwią w absurdalnych konwenansach. Nawet kuzynowie Hans i Joachim (Matas Dirginčius) zwracają się do siebie oficjalnie. Castorp miesiącami boi się zagadnąć do Kławdii, a Joachim do Marusi.

Lupa, robiąc spektakl o zmiennym rytmie czasu i przełamywaniu się w ludzkich relacjach, w kontraście do Manna przyspiesza i szósty miesiąc pobytu Hansa mamy już w pierwszym kwadransie. Narrację napędza rentgenowskie zdjęcie, gdy Hans widzi siebie jako kościotrupa. I miłość. Dr Krokowski podczas wykładu nie boi się jej nazwać chorobą, przejawem rozkładu.

To owe putrefactio, czyli przejście przez proces gnilny, która niszczy zaszczepione nam przez rodziców i kulturę wzorce. A Krokowski jest jak kapłan namawiający na ekstazę niewiadomego, nawet na upadek, bo miłość każe nam przecież porzucić strefę komfortu w spotkaniu z nieznanym człowiekiem. Krokowski brzmi jak Lupa, gdy namawia: rozbierz się ze swojego człowieka! Zaś Castorp studiuje anatomię i odrzuca przestrzeganie form. Zakochuje się w kobiecie, która irytowała go trzaskaniem drzwiami i obgryzaniem paznokci. Jej zdaniem życie jest jednak proste, gdy Castorp spętany nieśmiałością i konwenansami swojej klasy musiał czekać na wyznanie miłości w scenografii szalonej karnawałowej nocy Walpurgii. Wtedy Kławdia oznajmia, że się spóźnił, bo ona nazajutrz wyjeżdża.

To owe Putrefactio, czyli przejście przez proces gnilny, która niszczy zaszczepione nam przez rodziców i kulturę wzorce

Do tej sceny Lupa pokazywał Castorpa w pokoju jak cela, oglądaliśmy werandujących, a gdy korzystał z wizualizacji – wyświetlał „Stworzenie świata” w wersji Michała Anioła z kaplicy Sykstyńskiej czy Williama Blake’a przeplatane wideo Natana Berkowicza. Sekwencja balu prześwietlona szatańską czerwienią jest operowym popisem z rewią karnawałowych kostiumów Piotra Skiby, przebieranką w postaci literackich (Arlekin) i prawdziwych (Charlie Chaplin). W maskach gry towarzyskiej, pozwalającej swobodnie dobierać partnerów, goście sanatorium zatracają się w szalonym tańcu. Nareszcie są szczerzy.

Alter ego Krystiana Lupy

Kławdia powraca w drugim akcie, ale z holenderskim milionerem Papperkornem (Valentinas Masalskis), który swoim bezkompromisowym zachowaniem potwierdza, że życie jest zbyt krótkie, by czekać na cud. To niemal alter ego Lupy, demaskujący kulturę jako formę zawoalowanego więzienia, z którego trzeba się wyzwolić – namawiający do życiowej odwagi.

Czytaj więcej

Krystian Lupa i najlepszy zagraniczny spektakl we Francji

Bezskutecznie próbuje go ośmieszyć Settembrini (Ludovico Settembrini), racjonalista i mason, będący w nieustannym sporze z jezuitą Naphtą (Sergejus Ivanovas), który nawołuje do świętego terroru, przypominające średniowieczne Państwo Boże.

Ich słowne pojedynki brzmią jak dzisiejsze spory między liberałami i konserwatystami – o karze śmierci, o wolności, religii, Bogu. Castorp stara się wyjść z ram odwiecznych konfliktów, podążając tropem bachicznego Peeperkorna, który uważa człowieka za „organ radości Boga” i leżakuje pod „Ostatnią wieczerzą” Leonarda da Vinci.

Castorp jest o wiele bardziej wyciszony, jakby dławiła go melancholia bohaterów Lupy, obciążonych wojennymi doświadczeniami postaci z książek W.G. Sebalda – wspomnianego wileńskiego spektaklu „Austerlitz” i styczniowych „Les Emigrantes” z Paryża.

Zarówno bohater spektaklu, jak i reżyser mają poczucie, że głoszenie racjonalizmu nie chroni przed szaleństwem, a jeszcze gorszy jest fanatyzm

Hans pisze więc dziennik, słuchając „Lindebaum” Franza Schuberta i może podpisać się, tak jak Lupa, pod słowami pieśni „Zimny wiatr wiał/ mi prosto w twarz, /kapelusz spadł mi z głowy; Nie zawróciłem”, bo kto nie ryzykuje – nie pije szampana. Jednocześnie zarówno bohater spektaklu, jak i reżyser mają poczucie, że głoszenie racjonalizmu nie chroni przed szaleństwem, choć gorszy jest fanatyzm ludzi pokroju Naphty. Jednak wszyscy, czasami nieświadomie, odpowiadamy za eskalację konfliktów, które również teraz mogą prowadzić do kolejnej wojny.

Widzowie zgotowali Krystianowi Lupie owację na stojąco

W czasie sceny seansu spirytystycznego w powieści Manna pojawienie się widma Joachima w wojskowym mundurze antycypowało los Castorpa, który w finale trafia na wojnę. W spektaklu Lupy efekt wojny zwielokrotnia się. We wstrząsającej scenie przemowy Pepperkorna na tle huczącego nieprawdopodobnie wodospadu – wylewa się na nas powódź trupów, zaś w czasie seansu – teatr nawiedzają widma pomordowanych w obozach, w tym Joachim (ten miłośnik służby wojskowej!), w pasiaku z Auschwitz. W wizualizacjach zauważalny jest też Adolf Hitler, bo nasza cywilizacja – nie czujmy się usprawiedliwieni, produkuje kolejnych.

Niesamowite jest to, że Krystian Lupa, który zaczął swoją artystyczną wspinaczkę od szczytu „Klasztoru nasłuchujących” – „Czarodziejską górę” zdobył w Salzburger Landestheater, gdzie zaczynał swoją drogę uczeń salzburskiego Mozarteum Thomas Bernhard, jeden z mistrzów polskiego reżysera. Ten sam, który w „Placu Bohaterów” ostrzegał przed powrotem hitlerowskich indywiduów.

Czytaj więcej

Krystian Lupa i Krzysztof Warlikowski zaproszeni na festiwal do Salzburga

Trzeba dodać, że nie wszyscy, którzy wyruszyli na początku „Czarodziejskiej góry” w podróż z Krystianem Lupą, wdrapali się z nim na szczyt i dotrwali finału. Spektakl mógłby być krótszy. Ci jednak, którzy byli z polskimi reżyserem i litewskim zespołem przez 5,5 godziny – zgotowali mu owację na stojąco. Pewnie również dlatego, że swój seans spirytystyczny zakończył równo o północy, czyli w godzinie duchów.

Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły