Rz: Po dyrekcji w Teatrze im. Wyspiańskiego w Katowicach powrócił pan do Krakowa, wystawiając w Teatrze im. Słowackiego „Opętanych" Witolda Gombrowicza. Jakiego rodzaju było to doświadczenie?
Tadeusz Bradecki:
W sumie dość normalne, choć prawdą jest, że dawno nie pracowałem w Krakowie na dużej scenie. Kilka lat temu wyreżyserowałem dyplom w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Był to mikromusical „Maria Sewera". Jednocześnie w Krakowie bywam co pięć, sześć tygodni. Niezmiennie prowadzę zajęcia w szkole teatralnej. A teraz tak się złożyło, że zrobiliśmy z Janem Polewką „Opętanych", bo dyrektor Krzysztof Orzechowski pozytywnie odniósł się do propozycji, jaką złożyliśmy z Jankiem. Tak doszło do premiery.
„Opętani" to pozycja spoza głównego kanonu Gombrowicza, pisana pod pseudonimem Z. Niewieski do gazety, w odcinkach potem zebranych w jednym tomie. Skąd ten wybór?
To był wybór Jana Polewki, seniora polskich scenografów, a od wielu lat mojego serdecznego przyjaciela. Zaczęło się od tego, że był autorem scenografii w prapremierowym wystawieniu „Opętanych" we Wrocławiu w reżyserii Tadeusza Minca w 1980 roku. Janek Polewka przez wszystkie minione lata nosił „Opętanych" w sercu. Ponieważ półtora roku temu, robiąc coś innego w innym teatrze, zgadaliśmy się o Gombrowiczu, uzmysłowiliśmy sobie, że „Opętanych" w Krakowie nie wystawiano nigdy. We Wrocławiu, Gdańsku tak, a w Krakowie nigdy! Dlatego ośmieliliśmy się zgłosić taką propozycję w Teatrze im. Słowackiego, a dyrektor Orzechowski bardzo miło się do niej odniósł.