Debiut aktorski przypada zwykle w czasach szkoły teatralnej lub po jej zakończeniu, ale Pana odbył się znacznie wcześniej…
W 1982 roku, dokładnie 40 lat temu. Zaczęło się od „Życia Kamila Kuranta” w reżyserii Grzegorza Warchoła, a kilka lat później był Rysiek w „Sonacie Marymonckiej”. Wtedy zaczęło się bardziej regularne granie. Od połowy lat 80. właściwie „mieszkałem” na planach filmowych. Potem była chwila pauzy, a od połowy lat 90. moja przygoda trwa z małą przerwą do dzisiaj, więc trochę się uzbierało przez te 40 lat.
Trafić na plan „Życia Kamila Kuranta” pomogli rodzice, zwłaszcza ojciec Edward Lubaszenko?
To prawda, że wyrastałem w środowisku aktorskim. Ojciec Edward Lubaszenko i mama Asja Łamtiugina są aktorami. Ale zapewniam pana, że nikt z nich nie „pchał mnie” do tego zawodu. Co więcej, ojciec dowiedział się, że gram Kamila Kuranta, gdy obejrzał serial w telewizji. To zresztą miało po latach ciąg dalszy. Moja córka Marianna poinformowała mnie, że chce zostać aktorką, dopiero w dniu kiedy znalazła swoje nazwisko na liście przyjętych do krakowskiej AST. Bardzo mi się spodobała jej siła i samodzielność…
Ale mimo zachęcających początków, mam wrażenie, że wybór zawodu aktorskiego wcale nie był taki oczywisty, bo pana życie jest pełne wiraży i poszukiwań. To szkoła podstawowa w Białymstoku, liceum Hoffmanowej w Warszawie, socjologia na UW, potem Chrześcijańska Akademia Teologiczna.