W wywiadach przed premierą reżyser Jakub Skrzywanek, który w chwili śmierci Jana Pawła II miał 13 lat, opowiadał o żalu, jaki ma do ojca za to, że dopuścił, by znak krzyża wykonał na jego czole w dzieciństwie arcybiskup Gulbinowicz. Podkreślał, że obrzydzenie wywołał fakt, iż drugą ręką mógł molestować.
Spektakl anatomii
Niektórzy widzowie mogą pamiętać, że Skrzywanek w inscenizacji „Mein Kampf", przypominającej, jakim skandalem jest książka Adolfa Hitlera, pokazał mieszczan w pokoju z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, pytając o nie dające się zrozumieć nazistowskie fascynacje tych, którzy uważają się za katolików. W „Śmierci Jana Pawła II" Skrzywanek pokusił się o rekonstrukcję tytułowego wydarzenia. To, z jaką mocą rekonstrukcja uświadamia znaczenie historycznych faktów po latach, pokazał wcześniej w spektaklu „Opowieści niemoralne" o gwałcie Romana Polańskiego na nieletniej. Rekonstrukcje Skrzywanka bywają więc dekonstrukcją gwiazd.
Gwarancję zgodności spektaklu Teatru Polskiego w Poznaniu z faktami i ceremoniałem watykańskim dał autor scenariusza Paweł Dobrowolski, szef interdyscyplinarnego festiwalu Nowe Epifanie organizowanego przez Centrum Myśli Jana Pawła II. Z kolei kwestie medyczne prezentowane z wykorzystaniem aparatury szpitalnej dozorował dr Michał Błoch.
Na scenie scenografka Agata Skwarczyńska postawiła siatkową konstrukcję kopuły bazyliki św. Piotra. Mamy – można powiedzieć: nareszcie – wgląd do wnętrza Watykanu, czyli transparentność. Wyparował nieludzki majestat. Ale z Watykanu zostały tylko marmurowe fundamenty.
W roli papieża oglądamy Michała Kaletę. Wcześniej grał biskupa Krasickiego we „Fryderyku Wielkim" Jana Klaty, obnażającym służalczość „księcia poetów", ale i księcia Kościoła, wobec pruskiego autora rozbiorów I Rzeczypospolitej. Kaleta pokazał wtedy delirium tremens nagiego hierarchy. Teraz wybitny poznański aktor koncentruje się na rekonstruowaniu choroby, drżeniu ciała, rąk i kłopotów z przyjmowaniem pokarmu.