Sztuka nosi tytuł „Ojciec", a jej autorem jest modny dziś, niespełna czterdziestoletni autor francuski Florian Zeller. Jego wcześniejsze teksty, a zwłaszcza najpopularniejsza „Prawda", zagościły z sukcesem na wielu polskich scenach, bo pokazują widzom tzw. samo życie. Ten dramatopisarz wychodzi od sytuacji, w które uwikłać może się każdy z nas, a potem okazuje się, że nic nie jest w nich jednoznaczne i oczywiste.
Podobnie jest z „Ojcem". André ma córkę, a właściwie dwie, choć tej drugiej bezskutecznie oczekuje. Żyje samotnie i pozornie doskonale sobie radzi, tyle tylko, że coraz bardziej zaczynają dawać o sobie znać kłopoty z pamięcią.
„Ojciec" to sztuka o starości oraz o relacjach: starzy rodzice – dzieci. Temat to wyeksploatowany przez film czy opowieści telewizyjne, w których młodsze pokolenie staje przed trudnym dylematem, jak dalece można poświęcać własne życie dla rodzica.
Florianowi Zellerowi udało się wznieść poza serialowy poziom familijny przede wszystkim dlatego, że opowiada historie z perspektywy ojca. Co zatem z pokazanych zdarzeń jest prawdą, a co zniekształceniem rzeczywistości spowodowanym słabnącą świadomością André? Czy ma on rację, dostrzegając jedynie samych wrogów w najbliższym otoczeniu, czy też to on deformuje sobie ich obraz?
W Ateneum ów kameralny dramat sprawnie, w niemal filmowy sposób, wyreżyserowała Iwona Kempa. Jest to jednak przede wszystkim spektakl Mariana Opani, dla którego teatr od dawna nie była zbyt łaskawy. W „Ojcu" otrzymał rolę umożliwiającą pokazanie całej skali talentu, od komediowego żartu po przejmujące tony tragiczne. Jego André ma wciąż szelmowski, chłopięcy wdzięk, ale potrafi być apodyktyczny i kłótliwy. I na naszych oczach przemienia się w bezradnego, zagubionego człowieka, który kiedyś był energicznym mężczyzną.