Pięć epok w jednym filmie

„Erosa i Psyche” Różyckiego sprzed stu lat przywróci do życia w Operze Narodowej Barbara Wysocka.

Aktualizacja: 10.10.2017 18:13 Publikacja: 10.10.2017 17:35

„Eros i Psyche”, akt rzymski, zrealizowany w Operze Narodowej jak w studiu filmowym

Foto: Krzysztof Bieliński/TW-ON

Tym utworem Ludomir Różycki chciał zaistnieć na niemieckich scenach. Udało mu się coś więcej, po I wojnie światowej jego dzieło wystawiano także w innych krajach. W kolejnych dekadach opera „Eros i Psyche” popadła jednak w zapomnienie i trwa w nim do dziś.

Popularny na początku XX wieku był także dramat „Eros i Psyche” Jerzego Żuławskiego (dziadka Andrzeja Żuławskiego), który stał się kanwą libretta opery. Od lat reżyserzy się nim jednak nie interesują, choć mógłby być materiałem dla gry z rozmaitymi konwencjami, którą lubi współczesny teatr.

– „Eros i Psyche” to tekst, który wyszedł spod pióra dobrego autora, choć jego język jest inny niż ten, którym dziś posługuje się teatr i literatura – uważa Barbara Wysocka. – Problematyczny nie jest jednak sam język, ale symbolika i tematy zawarte w tekście. Sto lat temu kod dramatu Żuławskiego był zrozumiały, wręcz oczywisty, ludzie zajmowali się sztuką w inny sposób, a sztuka zajmowała się innymi zagadnieniami niż dziś. W samej operze Różyckiego słychać natomiast dobrą współpracę między autorem a kompozytorem. Tekst jest nieco archaiczny, ale muzyka świetnie oddaje relacje między postaciami, ich emocje i cele.

Reżyserka widzi jeszcze inne zalety opery Różyckiego: – To wspaniały materiał na scenariusz filmowy. I nie chodzi mi wyłącznie o treść i zapis poszczególnych scen, ale też o muzykę, która ma dawny, hollywoodzki rozmach. Właśnie ona naprowadziła mnie na trop filmowy oraz stworzenie przestrzeni, w której można opowiedzieć całą tę historię.

„Erosa i Psyche” nie jest jednak łatwo wystawić. Sztuką Żuławskiego zainteresował się przecież Puccini i zdobył prawa do jej przeróbki na libretto dla siebie, ale potem zrezygnował i oddał tekst Różyckiemu, twierdząc, że w tym tekście jest materiał co najmniej na trzy opery.

– Moim zdaniem wystarczyłoby go nawet na pięć oper – mówi Barbara Wysocka. – Długo zastanawiałyśmy się ze scenografką Barbarą Hanicką, jak konstruować rzeczywistość na scenie, bo nie można tu zastosować jednego gestu reżyserskiego, przenosząc „Erosa i Psyche” z dawnych czasów w dzień dzisiejszy. Libretto wymusza pokazanie pięciu różnych światów, ściśle określonych historycznie. Na dodatek dla każdego teatru to bardzo kosztowna opera. Wymaga użycia kompletnie różnych dekoracji oraz mniej więcej pięciuset kostiumów. W naszym przedstawieniu będzie ich ponad 350, ale to i tak ogromna liczba.

Barbara Wysocka dodaje, że za wszelką cenę chciała uniknąć budowania na scenie antycznej Grecji, Rzymu, średniowiecznego klasztoru i Paryża z czasów rewolucji francuskiej, miejsc i epok, w których rozgrywa się akcja.

– Opera to gatunek specyficzny – wyjaśnia. – Jeśli chce się użyć ironicznej metafory, istnieje ryzyko, że ironia wyparuje, a całość zrobi się śmiertelnie poważna i nieznośna dla widza. My nie tyle budujemy świat na scenie, co pokazujemy, że go budujemy, obnażając wszystkie narzędzia, jakimi to robimy. To zabieg bardzo teatralny, dekonstrukcja i konstruowanie w jednym. Wydaje mi się, że nie działamy wbrew autorom. Temat artysty, tworzenia, związanych z tym dylematów, był bliski Żuławskiemu, który często dotykał go w twórczości.

Spektakl pokaże zdarzenia w sposób filmowy. – Stosujemy zabieg inscenizacji w inscenizacji – mówi reżyserka. – Budujemy ją na planie filmowym, z użyciem malowanych horyzontów, świateł filmowych, kostiumów historycznych. A akt trzeci, dziejący się w klasztorze, stanowił punkt wyjścia nakręcenia filmu inspirowanego „Matką Joanną od Aniołów” Jerzego Kawalerowicza i francuskim „Męczeństwem Joanny d’Arc” Dreyera.

Sztukę Żuławskiego traktowano jako opowieść o walce między tym, co duchowe, i tym, co materialne w życiu człowieka.

– To jeden z tematów, które się nieco przedawniły, szczególnie w takim ujęciu, jak to zrobili autorzy – uważa Barbara Wysocka. – Zresztą Żuławskiemu zarzucano zbyt proste potraktowanie tej kwestii i zbyt płaskie jej przedstawienie. W naszym spektaklu ważniejsza stała się walka w smej Psyche, która podążając za swoją tęsknotą, bezskutecznie szuka spełnienia i odnajduje je dopiero, gdy utraciła już całą nadzieję. Spotyka wówczas ponownie Erosa, ale tym razem jako Thanatosa, boga śmierci. Walka rozpięta jest tu między freudowskim popędem życia a popędem śmierci. Psyche od początku działa w sposób autodestrukcyjny, a spełnienie znajduje w odejściu ze świata i zniszczeniu. To dość przerażająca diagnoza, ale w czasach Żuławskiego i Różyckiego stosunek do życia, do śmierci i do spełnienia był nieco inny niż dziś.

Czy jest to więc przede wszystkim opera o niespełnieniu? – Zdecydowanie tak – odpowiada reżyserka – przecież w każdym akcie Psyche próbuje znaleźć swoje miejsce, ale nie spełnia się w żadnej z idei, ani w religii, ani w wolności, ani w używaniu życia, następuje to dopiero w ostatecznym załamaniu. ©?

Powroty na narodową scenę

Piątkową premierę „Erosa i Psyche” Ludomira Różyckiego muzycznie przygotowuje Grzegorz Nowak, od tego
sezonu nowy szef muzyczny Opery Narodowej. Jako Psyche wystąpi jedna z najciekawszych śpiewaczek młodego pokolenia, Joanna Freszel, w głównych rolach męskich zobaczymy Tadeusza Szlenkiera (różne wcielenia Erosa) oraz Mikołaja Zalasińskiego (Blaks, wędrujący z Psyche przez wieki).
 
 – Mam naprawdę fantastyczną obsadę – powiedziała „Rzeczpospolitej” reżyserka Barbara Wysocka – wybitnych solistów, a jednocześnie świetnych aktorów. Ich wyrozumiałość, jeśli chodzi o konieczność pogodzenia różnych elementów spektaklu i ich zaangażowanie aktorskie, są ogromne, wchodzili w swoje role z radością i zaufaniem, wspaniale odnajdują się w świecie, który wspólnie tworzymy.
 
 „Eros i Psyche” to kolejna polska opera po dziesięcioleciach nieobecności powracająca na scenę Opery Narodowej. W ubiegłym sezonie odbyła się tu premiera „Goplany” skomponowanej przez Władysława Żeleńskiego na kanwie „Balladyny” Juliusza Słowackiego. Ubiegłoroczna jej premiera wzbudziła duże zainteresowanie w Europie. Inscenizacja Janusza Wiśniewskiego zdobyła prestiżową International Opera Award w kategorii: dzieło operowe odkryte na nowo.
 
Na listopad 2018 roku Opera Narodowa zapowiada z kolei premierę „Manru” – jedynej opery Ignacego Jana Paderewskiego, którą w początkach XX wieku wystawiono nawet w Metropolitan Opera w Nowym Jorku. To jedyny jak dotąd polski utwór, jaki pojawił się na scenie tego słynnego teatru. W Warszawie „Manru”, której libretto powstało na kanwie powieści „Chata za wsią” Ignacego Jana Kraszewskiego, będzie reżyserował Marek Weiss.
 
Rok 2019 ma z kolei przynieść nową inscenizację „Halki” Stanisława Moniuszki, autorstwa Mariusza Trelińskiego. Inscenizacja powstanie w koprodukcji z Theater an der Wien w Wiedniu.

Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły