Od pierwszych chwil nikt nie ma wątpliwości, że widowisko "Chopin kontra Szopen" w krakowskim Starym Teatrze, którego tematem są życie i twórczość Fryderyka, nie będzie całkiem serio.
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/9147,1,555414.html]Galeria zdjęć ze spektaklu[/link][/b][/wyimek]
Na naszych oczach majestatycznie rozsuwa się aksamitna kurtyna. Ukazuje się czarne pudło fortepianu i wygodny pluszowy fotel, na którym zasiądzie recytator. Ze sceny popłyną wykonywane w podniosłej manierze natchnione strofy poezji – od Norwida przez Konopnicką po Staffa, a nawet Chotomską. Rzecz jest o wierzbach i Żelazowej Woli, polskiej duszy i tęsknocie za ojczyzną. Wersy "Promethidiona" mieszają się z grafomańskimi westchnieniami o "zaczarowanym fortepianie" i urokach poloneza.
Kiedy zamilknie poezja, na scenę wpadnie dziwaczna, ponad miarę groteskowa para – nieporadny w ruchach, egzaltowany Szopen (Krzysztof Zawadzki) i wyfiokowana, pewna siebie Sandowa (Katarzyna Gniewkowska). Ich powikłaną relację komentować będzie pseudonaukowym bełkotem pani chopinolog (zabawna Monika Jakowczuk). Życie uczuciowe, a nawet erotyczne kompozytora przywoła też postać Pauliny Czernickiej (doskonała Lidia Duda), autorki fikcyjnego zbioru dość pieprznych listów Chopina do Delfiny Potockiej. Ujawniona w 1939 roku korespondencja stała się wśród specjalistów sensacją, dzieląc środowisko na zwolenników i przeciwników jej autentyczności. Po spenetrowaniu chopinowskiej sypialni przeniesiemy się na chwilę do śmiertelnego łoża kompozytora, otoczonego przez księży, doktorów i wielkie damy. Umierający Chopin pomacha nam dłonią, ożywając na jednym ze słynnych płócien przedstawiających jego powolny zgon. Kluczem do interpretacji "życia i twórczości" Chopina jest dla reżysera myśl Gombrowicza. Ów etatowy szyderca i prześmiewca narodowej polskiej głupoty także z kultem Chopina poczynał sobie odważnie i bez kompromisów.
Mikołaj Grabowski, za Gombrowiczem, naśmiewa się z otaczającej Chopina ignorancji i obłudy, pobożnych życzeń i wydumanych oczekiwań. Niestety, nie wychodzi poza formułę szkolnego kabaretu – owszem, można się i pośmiać, ale żarty to raczej sztubackie i nie prowokujące do myślenia.