Aż trudno sobie wyobrazić, że pierwsza teatralna prezentacja jednego z najważniejszych niemieckich artystów ostatnich lat, piętnującego nazistowską przeszłość i silny do dziś za Odrą rasizm oraz ksenofobię, odbyła się w Polsce dwa lata po jego śmierci.
Festiwal Warszawa Centralna i Malta Festival zaprezentowały ostatnie przedstawienie, którego kanwą jest opus magnum artysty, czyli budowa opery z zapleczem edukacyjnym w Burkina Faso.
Niemiecki reżyser w przeciwieństwie do wielu celebrytów był autentycznie przejęty skalą krzywd, jakie wyrządziła Europa Afryce. Dlatego nie waha się wprowadzić do spektaklu sceny apelu poległych 6 mln Afrykańczyków, przyrównując ich dramat do Holokaustu. Widowisko współtworzą wystąpienia bezdusznych urzędników UE, zwariowane sceny taneczne i muzyczne, pojawia się też filmowy zapis ostatniej wyprawy Niemca do Burkina Faso, tuż przed ostateczną przegraną z chorobą nowotworową. Pewnie wyostrzyła jego spojrzenie na świat.
Czarnym bohaterem jest Europa. Zamiast mierzyć się z realnymi problemami i reagować na zło, zawsze ucieka w religię, sztukę, marzenia, co pozwala jej tolerować największe na świecie tragedie. Schliengensief pokazuje, jak europejski artysta przedstawia głód: prezentuje abstrakcyjny, wręcz zabawny taniec. Czarnoskóry tancerz operuje konkretem: odsłania szkielet ciała.
Ironiczne są sceny śpiewu gospel pod wodzą czarnoskórego kardynała, gdy czarni dziękują z radością Bogu za to, że... jest im źle. Protekcjonalny stosunek do Afryki widzimy, kiedy biali zwiedzają kolorowe „cepeliowskie" chatki Murzynów, chwaląc ich prymitywne malarstwo. Schliengensief drwi też z charytatywnych akcji: przecież większość pieniędzy trafia do biurokratów. I na znak protestu ofiaruje siebie do kotła, bo to jest dopiero prawdziwa ofiara oraz pomoc dla głodujących i chorych.