Zdarza się – choć niezbyt często – że oglądam teatralne przedstawienie, którego najchętniej bym nie recenzował, tylko odłożył pióro, nie dlatego, że sztuka jest przykra albo trudna do opisania lecz przeciwnie: dlatego, że sztuka jest tak gęsta i bogata doświadczeniami, że może konkurować z samym życiem.
Inscenizacja sztuki „Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka w reżyserii Natalie Ringler w Teatrze Galeasen jest takim przedstawieniem. Ogląda się je wiedząc od razu, że nie da się go zapomnieć. Zajęło miejsce w twojej psychice, szczególnego rodzaju przypadek, który może zdarzyć się jedynie w teatrze – z jego fizycznością i namacalnością. W tym leży podstawowa różnica między literaturą a teatrem: to pierwsze to abstrakcja, drugie – konkret.
W „Naszej klasie" nie pada nazwa miasteczka, ale nie jest tajemnicą, że chodzi o Jedwabne, gdzie, 10 lipca 1941 roku, doszło do krwawego pogromu zakończonego śmiercią wielu Żydów. Jan Gross, polsko-amerykański historyk, w swojej książce „Sąsiedzi" (z 2001 r.) ocenia ich liczbę na 1600 osób; później, dodajmy, został skrytykowany, że tę liczbę zawyża. Słobodzianek nie zajmuje się jednak szczegółami. Jego tekst jest zbiorową pieśnią, chorałem, który tylko bezwiednie może przypominać inny wielki dramat o Zagładzie: „Dochodzenie" Petera Weissa.
Dziesięć muzycznych motywów, które, po wstępnym allegro, wielokrotnie zmieniają tempo i tonację. W inscenizacji Natalie Ringler mamy fantastyczną muzyczność sprawiającą, że trzygodzinne przedstawienie rozwija się organicznie, i w czternastu lekcjach przedstawia życie osób dramatu: i tych, co umierają młodo, i tych, co żyją aż do roku 2001 czy 2003.
Pogrom z 1941 stanowi dramatyczny przełom. Wstęp składa się z kilku krótkich scen nie pozostawiających wątpliwości, kto jest Żydem, a kto, posługując się językiem antysemitów, Polakiem. Tadeusz Słobodzianek cały czas wprowadza nowe czynniki, przede wszystkim historyczne: najpierw okupacja sowiecka, później niemiecka, sfastyka zastępująca sierp i młot, a przy każdej zmianie władzy dawni szkolni koledzy stają coraz bliżej przepaści; później stalinizm, odwilż, nasze czasy.