Politycy w teatrze skandalu

Jan Klata przygotowuje w Starym w Krakowie inscenizację „Króla Ubu" Jarry'ego. Szykuje się wydarzenie.

Publikacja: 02.10.2014 02:00

Jan Klata rozpoczął drugi rok dyrekcji w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie

Jan Klata rozpoczął drugi rok dyrekcji w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

To jedno z kilku arcydzieł światowego teatru, w których pojawia się temat Polski. Tytuł „Król Ubu, czyli Polacy" od końca XIX wieku rzutował na odbiór naszego kraju. Przez lata oburzano się u nas na bluźnierczą sztukę, w której polski król jest prostakiem, przeklina jak chłop i co chwilę pada słowo „gówno". Na tle tego, co ujawniły opublikowane niedawno rozmowy polskich polityków, wizja Jarry'ego wydaje się niewinną bajeczką. Życie dogoniło, a nawet prześcignęło teatr. Dlatego motto spektaklu – cytat z innej części cyklu o Ubu: „Nie zrujnujemy wszystkiego, nie rujnując i ruin" – robi wrażenie delikatnego omówienia frazy znanej z afery taśmowej: „To ch...j, d...a i kamieni kupa".

Perwersyjny język

– Dziś już chyba nikt nie odważy się powiedzieć, że ludzie na poziomie, ludzie ze świecznika władzy nie mogliby mówić takim językiem jak Ubu – mówi „Rz" Jan Klata. – Sztuka Jarry'ego to mały pikuś przy tym, co usłyszelibyśmy, przystawiając komukolwiek mikrofon. „Król Ubu" pokazuje, że nie ma różnicy między tronem a sedesem. W tym kontekście ukuliśmy slogan, że sztuka Jarry'ego to polska wersja „Gry o tron". Nagrodą jest sedes z trójwymiarowym tygrysem na desce klozetowej, który kupiliśmy w jednym z supermarketów.

W czasie PRL w Ubu widziano tępego komunistycznego dygnitarza, po kłótni Wałęsy z intelektualistami – przewodniczącego „Solidarności" albo Stana Tymińskiego czy Andrzeja Leppera.

– Dziś zaintrygowało mnie, że wszyscy politycy, zarówno z prawej, jak i lewej strony, mimo piastowania wysokich stanowisk albo ubiegania się o nie przedstawiają się jako „chłopacy z podwórka" – mówi dyrektor Starego Teatru. – Mamy do czynienia ze stylizacją na krzepkość i prężeniem muskułów. Czołowi politycy nie dzielą włosa na czworo jak premier Tadeusz Mazowiecki, tylko podają się za swojaków.

Nawet parlamentarzysta musi mówić nieparlamentarnym językiem.

– Przypomnę, że jest takie kynologiczne powiedzenie, że jak Rex się boi – to głośniej szczeka, kontynuuje reżyser. – Mam wrażenie, że można mówić o kompleksie inteligentów, którzy boją się swojej wrażliwości i nieprzystawalności do współczesnego świata. Nadrabiają to pieprznym słowem. Interesujący jest przypadek ministra Sienkiewicza. Nie można powiedzieć: z takiej dobrej rodziny i się wykoleił. On znalazł się w sytuacji, w której trzeba udawać chłopaka z podwórka, swojaka.

To jest perwersyjny teatr: gra, którą prowadzi się nawet w cztery oczy. Ale i publicznie.

– Mam wciąż w uszach słowa wymuskanego przedstawiciela krakowskiej inteligencji, czyli Jarosława Gowina, który oświadczył rok temu: „Czas skończyć z bełkotem Klaty" – mówi Jan Klata. – Myślę, że to rodzaj dziarskości, który demonstruje się, gwałcąc swoją inteligenckość, byle tylko zapunktować w politycznej rozgrywce i wyżebrać garść punktów w sondażach. To jest modne u ludzi, którzy – nie wykluczam – myślą inaczej, niż mówią. Prywatnie, w domu są bardzo kulturalni, mili. Nie sądzę, by tak szybko zapomnieli o rodzinnym wychowaniu i edukacji. Oczywiście nie można powiedzieć, że następuje putinizacja życia politycznego w Polsce. Putina nie prześcigniemy. Putin pokazuje się z prawdziwymi tygrysami, a nie takimi z polskiej deski klozetowej. W Polsce kończy się na tym, że mąż stanu pochwali się, jakiego ma długiego, a drugi odpowie, że nie ma długiego, bo mu się łatwo pionizuje. Przepraszam za „grówniany" cytat.

Podstępna strategia

„Król Ubu" pokazuje, że w naszym kraju nie potrafimy niczego zrobić porządnie, bo taka jest nasza natura.

– Nie ma jednego politycznego potwora, na którego możemy zwalić odpowiedzialność za polską bylejakość – uważa reżyser. – Gdy jeden padnie – wybieramy kolejnego. Bywa, że gorszego. Ubu jest w nas. Kto może powiedzieć „Ubu to nie ja" – niech pierwszy rzuci kamieniem. Nie sądzę, żeby coś plumknęło w kloace.

Spektakl – premiera 16 pażdziernika – będzie grany w nowym przekładzie Jana Gondowicza.

– Bardzo zainteresowało mnie to, jak na nowo możemy przejrzeć się w bezczelnym dramacie Jarry'ego – mówi Jan Klata. Dzięki temu błyskotliwemu przekładowi wyraźniejszy jest zamysł Jarry'ego – gimnazjalisty-erudyty, który sparodiował wielkie teksty antyczne, szekspirowskie i francuskie. Niesamowite jest to, z jaką intuicją opowiedział o Polakach, mało o nas wiedząc. A my możemy sobie zadawać pytanie, gdzie właściwie żyjemy. Czyżbyśmy mieli odnaleźć swe najskrytsze jestestwo w gówniarskim fantazmacie?

Jarry mógł się opierać na wspomnieniach Henryka Walezego, Stanisława Leszczyńskiego czy korespondencji Diderota i carycy Katarzyny.

– Ale posługując się boleśnie nieistniejącą, wyimaginowaną Polską, Jarry rozpruł kurtynę, która skrywała kulisy teatru władzy, teatru polityki, pokazywanego wcześniej w podniosłej, co najwyżej gładko tragikomicznej formie – podkreśla Klata.

To właśnie premiera „Ubu króla" w 1896 roku rozpoczęła historię sztuki bluźnierczej XX wieku w literaturze, muzyce, plastyce.

– Jarry podszedł do dziedzictwa w skandalicznie bezceremonialny sposób. I nie mylił się – mówi dyrektor Starego Teatru.

Spektakl jest częścią Roku Jarockiego w Starym Teatrze.

– Jerzy Jarocki napisał wraz z Krzysztofem Pendereckim libretto od opery „Ubu Rex" – mówi Jan Klata. – Idziemy muzyczno-tekstowym śladem. Spektakl powstaje w koprodukcji z festiwalem Unsound. Muzykę przygotowuje James Leyland Kirby (V/Vm), kontrowersyjna postać muzyki elektronicznej. Stosuje wobec muzyki pop podobnie podstępną strategię, jakiej używał wobec klasyki teatru Jarry. Plądrofonicznie, w chytry sposób bezcześci to, co potrafiłby zanucić inżynier Mamoń. Znacie, to posłuchajcie. Rex rulez!

To jedno z kilku arcydzieł światowego teatru, w których pojawia się temat Polski. Tytuł „Król Ubu, czyli Polacy" od końca XIX wieku rzutował na odbiór naszego kraju. Przez lata oburzano się u nas na bluźnierczą sztukę, w której polski król jest prostakiem, przeklina jak chłop i co chwilę pada słowo „gówno". Na tle tego, co ujawniły opublikowane niedawno rozmowy polskich polityków, wizja Jarry'ego wydaje się niewinną bajeczką. Życie dogoniło, a nawet prześcignęło teatr. Dlatego motto spektaklu – cytat z innej części cyklu o Ubu: „Nie zrujnujemy wszystkiego, nie rujnując i ruin" – robi wrażenie delikatnego omówienia frazy znanej z afery taśmowej: „To ch...j, d...a i kamieni kupa".

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Teatr
Wojna o teatr w Kielcach skończy się zarządem komisarycznym w Świętokrzyskiem?
Teatr
Ministra Wróblewska: Wojewoda świętokrzyski skontroluje konkurs w teatrze w Kielcach
Teatr
Drugi konkurs w kieleckim teatrze „ustawiony” pod osobę PiS z TVP Kielce?
Teatr
Czy „aniołek Kaczyńskiego” wywoła piekło w kieleckim Teatrze im. Żeromskiego?
Teatr
Czy władze Świętokrzyskiego ustawiały konkurs na dyrektora teatru w Kielcach?