Premierę "Kreacje 2" w Operze Narodowej przygotowała siódemka choreografów bez wielkiego doświadczenia. Pomagali im koledzy z Polskiego Baletu Narodowego, przejmując różne zadania: od projektowania kostiumów do obowiązków inspicjenta. W rodzimy balet – nie tylko w Warszawie – wstąpił nowy duch, młodym ludziom chce się coś robić, a szefowie zespołów starają się ich w tym wspierać.
Od życzliwości i zapału ważniejszy jest jednak osiągnięty efekt artystyczny. Co młodzi stażem, bo nie zawsze wiekiem, polscy choreografowie potrafią? Z pewnością – uważnie podpatrywać innych. W ich baletach można znaleźć widoczne źródła inspiracji światowymi sławami: Hiszpanem Nacho Duato, Rosjaninem Borisem Ejfmanem, francuskim tańcem nowoczesnym, wreszcie przybyłym rok temu z Holandii szefem warszawskiego zespołu Krzysztofem Pastorem.
Od kogo jednak mają się uczyć, jeśli nie od najlepszych na świecie. W kraju ostatnie ćwierćwiecze było okresem stagnacji, a nawet uwiądu polskiej choreografii. Teraz przy Operze Narodowej powstaje coś na kształt szkoły mistrzostwa sportowego. Najważniejszy nasz teatr postanowił dać szansę rodzimym talentom.
Efekty już widać. Obecne "Kreacje", oznaczone numerem dwa, są ciekawsze od pierwszych z poprzedniego sezonu. Przybyło młodych choreografów, a ci, którzy prezentowali się już na tej scenie wcześniej, stają się coraz odważniejsi. Zadebiutowała więc 20-latka (!) Karolina Hop i w bezpretensjonalnej próbce baletowej "W malinowym chruśniaku" pokazała, że już umie pomysłowo i plastycznie ożywiać ciało tancerzy. A z kolei Karol Urbański, od prawie 20 lat związany z zespołem Opery Narodowej, porzucił dostojną neoklasykę, której dotąd hołdował, i rozbawił widzów komediowym baletem "Exeut omnes".
Odkryciem "Kreacji" jest jednak niespełna 30-letni Robert Bondara, najsilniej związany z tańcem współczesnym, a przede wszystkim potrafiący kreować sugestywne obrazy sceniczne ("The Garden's Gates").