„Czas uprzejmości i dyplomatycznego języka skończył się. Niewiele jest jeszcze możliwości współpracy z Rosją, dopóki kontynuuje ona okupację części Ukrainy i atakuje inne europejskie kraje" – stwierdzili eurodeputowani w rezolucji „Stosunki polityczne UE z Rosją".
Parlament wezwał do pozbawienia Rosji statusu „strategicznego partnera" Unii z powodu ciągłego łamania międzynarodowego prawa. Jednocześnie w przygotowywanej przez Federikę Mogherini nowej unijnej „Strategii globalnej" (która powinna być przedstawiona w maju) kraj ten został nazwany „globalnym wyzwaniem".
Bruksela rzeczywiście ma problem, Rosja bowiem coraz bardziej odsuwa się od Europy. Cztery lata temu Moskwa postanowiła, że wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka mogą być wykonywane na terenie kraju dopiero po zatwierdzeniu przez rosyjskie sądy. Od pięciu lat jej delegacja nie ma prawa głosu w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy, co doprowadziło do zawieszenia w ogóle jej udziału w obradach. Duma bez przerwy grozi całkowitym zerwaniem z Radą. – Twierdzenie, że już zdecydowaliśmy o opuszczeniu Rady, to prowokacja – zdenerwował się w końcu minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow na deputowanych, którzy wtrącali się w jego sprawy.
– Jedyne, co rezolucja parlamentu naprawdę zmieni, to to, że zwolennicy budowy gazociągu Nord Stream 2 wewnątrz Unii nie będą mogli się więcej powoływać na strategiczne partnerstwo z Rosją – zauważył ironiczne rosyjski ekspert energetyczny Giennadij Riabcew.
Parlament bowiem w swej rezolucji – po wyliczeniu mnóstwa przypadków łamania przez Rosję prawa i swoich zobowiązań – wypowiedział się również przeciw budowie nowego gazociągu. A to wywołało gwałtowną reakcję Rosji. – Oskarżyli nas o wszystko. To taka próba trzaśnięcia drzwiami – powiedział rosyjski deputowany Franc Klincewicz, nawiązując do zbliżających się w maju wyborów do parlamentu.