Polska i inne państwa Grupy Wyszehradzkiej w czasie szczytu sprzeciwiły się kandydaturze Fransa Timmermansa na szefa Komisji Europejskiej. Ostatecznie z wariantu takiego zrezygnowano, a nową szefową KE ma zostać obecna minister obrony Niemiec Ursula von der Leyen. Timmermans ma pozostać wiceszefem KE (funkcję tę pełnił już w latach 2014-2019).
Trzaskowski zarzucił PiS, że ten pojechał do Brukseli "tylko z agendą negatywną, żeby kogoś zablokować".
- Kiedyś Polska decydowała o tym, kto będzie nominowany na te stanowiska. Miała głos w tym, że Jerzy Buzek był przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, Donald Tusk został szefem Rady Europejskiej, że byli promowani inni kandydaci, którzy myśleli w sposób podobny do naszego. Dzisiaj, niestety, to się skończyło - przypomniał Trzaskowski odnosząc się do czasu, gdy Polską rządziła koalicja PO-PSL.
O samej von der Leyen Trzaskowski powiedział, że to "dobry wybór", bo niemiecka minister jest "politykiem proeuropejskim i życzliwym naszemu krajowi". Dodał jednak, że "ma złą wiadomość dla PiS-u, bo Ursula von der Leyen też będzie broniła praworządności i każdy z tych polityków, którzy zostali wybrani na te stanowiska, będzie równie nieprzejednany i twardy, jeżeli chodzi o przestrzeganie unijnych wartości (jak Timmermans - red.)".
Prezydent Warszawy wyraził też "zaniepokojenie" tym, że wśród kandydatów do objęcia najważniejszych stanowisk w UE"nie ma ani jednego istotnego polityka z naszej części Europy". - Na pozycjach europejskich są Niemcy, Francuzi, Hiszpanie i Włosi, a nie ma nikogo z Polski, nie ma nikogo z naszego regionu - mówił obwiniając PiS o "brak pozytywnej agendy" w czasie szczytu.