Oba kraje nie utrzymują stosunków dyplomatycznych od czasu islamskiej rewolucji w 1980 roku, kiedy grupa irańskich studentów wdarła się na teren amerykańskiej ambasady w Teheranie i wzięła kilkudziesięciu zakładników.

Wczoraj amerykański ambasador w Bagdadzie Ryan Crocker i ambasador Iranu Hassan Kazemi uścisnęli sobie dłonie i przez cztery godziny rozmawiali o sytuacji w Iraku. Obie strony miały do siebie sporo pretensji.

Crocker podkreślał, że Irańczycy nadal dostarczają pieniądze i sprzęt irackim rebeliantom, którzy atakują żołnierzy koalicji oraz rodzime siły bezpieczeństwa. Kazemi domagał się z kolei od Waszyngtonu, aby przyznał, że dotychczasowa amerykańska strategia w Iraku okazała się błędna. - Gdy Amerykanie zajmą bardziej realistyczne stanowisko, rozmowy będą kontynuowane - powiedział minister spraw zagranicznych Iranu Manuszehr Mottaki. Kilka godzin później irańskie władze ogłosiły, że kolejne spotkanie odbędzie się za mniej niż miesiąc.

Część ekspertów podkreśla, że bez współpracy z Iranem Amerykanie nie będą w stanie opanować sytuacji w Iraku. Ale mówią też o szansie dla Iranu. - Iran ma okazję udowodnić, że stał się normalnym państwem, które pozytywnie się zaangażuje w stabilizację regionu. Czy wykorzysta szansę? Zobaczymy. Na pewno warto spróbować. Choćby dlatego, żeby nikt później nie zarzucał nam, że nie próbowaliśmy rozwiązać naszych sporów z Irańczykami za pomocą rozmów - mówi "Rz" Larry Haas z waszyngtońskiego Georgetown Public Policy Institute.