- Z wdzięcznością przyjmuję propozycję zajęcia pierwszego miejsca na listach Jednej Rosji - oświadczył rosyjski przywódca na przedwyborczym zjeździe prokremlowskiej partii. Zastrzegł jednak, że nie oznacza to jego automatycznego przystąpienia do tego ugrupowania. -Chociaż byłem jednym z inicjatorów utworzenia Jednej Rosji, podobnie jak większość obywateli kraju pozostaję bezpartyjny i nie chciałbym zmieniać tego statusu -dodał Putin.
To nie było jedyne sensacyjne oświadczenie rosyjskiego przywódcy. Jako "realistyczną" ocenił propozycję delegatów zjazdu, aby po zakończeniu prezydenckiej kadencji w 2008 roku zajął fotel premiera. Putin podkreślił, że do realizacji tego planu muszą zaistnieć dwa czynniki. Pierwszy z nich to przekonujące zwycięstwo w wyborach do Dumy Jednej Rosji.
Drugi dotyczy jego następcy. - Prezydentem powinien zostać uczciwy, sprawny i skuteczny człowiek -powiedział Putin. Zaznaczył, że tylko z kimś takim mógłby współpracować jako premier.
Dla większości obserwatorów rosyjskiej sceny politycznej wczorajsza decyzja prezydenta była zaskoczeniem nie mniejszym niż niedawna nominacja na premiera nieznanego dotąd szerokiej opinii Wiktora Zubkowa. Przed zjazdem Jednej Rosji spekulowano, że miejsce w pierwszej trójce poza szefem partii Borysem Gryzłowem oraz ministrem ds. sytuacji nadzwyczajnych Siergiejem Szojgu jest zarezerwowane albo dla popularnej mistrzyni olimpijskiej Świetłany Żurowej, albo dla gubernator Petersburga Walentyny Matwijenko.
Szanse na to, że na kandydowanie zgodzi się sam Putin, oceniano jako skrajnie niskie. -Oznaczałoby to skrajną formę poparcia tej partii -mówił politolog Siergiej Markow. Dlaczego więc Putin zdecydował się na taki krok? - Ostatnie sondaże wyborcze nie dawały Jednej Rosji większości w Dumie - tłumaczy redaktor naczelny Radia Echo Moskwy Aleksiej Wieniediktow. Według niego ten ruch Putina był jedyną szansą dla partii władzy na zachowanie w przyszłym parlamencie obecnego stanu posiadania, czyli większości konstytucyjnej.