Podglądanie wielkiej rafy

Ciepła woda w oceanie, kwitnące kwiaty, bujna zieleń – w Australii właśnie kończy się wiosna. To najlepszy czas, by się tam wybrać

Publikacja: 15.11.2007 18:18

Podglądanie wielkiej rafy

Foto: hemis.fr

– Czekamy bardzo na święta Bożego Narodzenia. Ludzie spędzają je na plaży, pływają w Morzu Koralowym i piją szampana na piasku – opowiadała Kathy Thallon, odbierając mnie z lotniska w Cairns, na północy Queensland. W Australii wszystko jest na odwrót niż u nas – Boże Narodzenie wypada latem, ptaki nie latają, a ssaki mają torby.

Tak jak jej anglosascy przodkowie, Kathy ma blond włosy i bardzo jasną cerę. Po latach włóczenia się po świecie osiadła wraz z mężem Gabrielem (przystojny drągal z dredami ściągniętymi w koński ogon) w liczącym 120 tysięcy mieszkańców Cairns, na północy tropikalnego Queensland. Wychowują trzy córki i prowadzą pensjonat Tropic Days, który jeszcze w Polsce wybrałam na bazę dwutygodniowego pobytu w Australii.

Położony na obrzeżach centrum miasta pensjonat zanurzony jest w tropikalnym ogrodzie. Śniadanie można zjeść wśród palm, kwitnących bugenwilii i akacji. Przez okna palmy i bambusy wciskają się do pokoju. Choć jest listopad, temperatura sięga 30 st. C. Na szczęście wilgotność powietrza jest mała, upał więc zbytnio nie dokucza.

Do Cairns ciągną z całego świata amatorzy nurkowania w Wielkiej Rafie Koralowej. Z tego miasta jest do niej najbliżej (ok. 80 km). Australijska rafa to największa na Ziemi struktura stworzona przez żywe organizmy i największy park narodowy na świecie. Ma powierzchnię 350 tys. km kw. i rozciąga się na długości ponad 2 tys. km. Dzięki ograniczaniu liczby turystów Australijczykom udało się zachować ten skarb w dobrym stanie.

Korale lubią wodę czystą, ciepłą (do 28 st. C) i słoną. Nie żyją głębiej niż 30 m, bo potrzebują światła. Odżywiają się planktonem. Wielką Rafę tworzy 2600 małych raf różnego typu. Żyje w nich ok. 400 gatunków koralowców, 1500 gatunków ryb i ponad 4 tysiące gatunków mięczaków.

Niebezpiecznych stworzeń jest niewiele (np. ryby skorpiony mają trujące kolce), a groźnie wyglądające rekiny rafowe omijają ludzi z daleka.

W przestronnym terminalu portu w Cairns można kupić bilety na jedno- lub kilkudniowe rejsy na rafę połączone z nurkowaniem. Właściciele Tropic Days radzą wybrać firmę Compass, nie tylko dlatego, że jest najtańsza. – Ich statek nie wygląda może imponująco, ale za to firma ma licencję na nurkowanie w dwóch bardzo atrakcyjnych miejscach na rafie zewnętrznej – przekonuje Gabriel.

Rzeczywiście, statek trochę już przerdzewiał, za to załoga jest młoda, sympatyczna i fachowa. Turyści wypełniają ankietę na temat swojego zdrowia i podpisują oświadczenie, że nurkują na własną odpowiedzialność. Następnie załoga demonstruje nam, jak używać maski z rurką i akwalungu. Przypomina, że podczas nurkowania nie wolno niczego dotykać.

Po dwóch godzinach rejsu pod powierzchnią turkusowej wody zarysowują się cienie. To rafa Hastings. Statek staje na kotwicy, a załoga ogradza teren linami i bojami. Poza nie nie wolno wypływać. Jeśli ktoś zapuści się za daleko, ratownicy przywołują go gwizdkami.

Światło słoneczne wpada do przejrzystej wody i wydobywa z koralowców, ukwiałów i polipów bajeczne kolory. Rafa mieni się czerwienią, fioletem, różem, pomarańczowym. Koralowce przybrały fantastyczne kształty, tu pióropusza, tam krzewu, jeszcze dalej grzyba lub spodka. W tych podwodnych ogrodach falują żółte, fioletowe, niebieskie i zielonkawe ukwiały. Ich rurkowate parzące czułki, groźne dla zwierząt i ludzi, za nic sobie mają stada pomarańczowo- i czerwono-białych błazenków, drobnych rybek, bohaterów słynnej kreskówki „Gdzie jest Nemo”. Rybki mieszkają w ukwiałach, bo chroni je pokrywająca skórę śluzowa otoczka. Zawiera ona substancje powstrzymujące ukwiał przed wystrzeleniem komórek parzydełkowych. W zamian za lokum błazenki utrzymują ukwiały w czystości, uwalniając je do mułu organicznego.

Mnogość stworzeń zamieszkujących rafę wprawia w zachwyt. W pobliżu Cairns najwięcej jest tęczowych papugoryb z pyszczkami w kształcie dziobów. Żywią się koralowcami, podskubując je nieustannie. Najstarsze osobniki dochodzą do metra długości. W ciągu życia ich kolor zmienia się trzykrotnie. Od szarożółtego przez czerwony do tęczowego. Jeszcze przed 30 laty uważano, że są to trzy odrębne gatunki.

Ich obyczaje są równie niezwykłe jak środowisko, w którym żyją. Potrafią żerować w wodach tak płytkich, że ogony wystają im nad powierzchnię. Noce spędzają w śpiworach – przezroczystych śluzowych otoczkach z wydzieliny skórnej. Śpiwór jest otwarty z przodu i z tyłu, co umożliwia przepływ wody.

W rafowych uskokach i kanionach pływają majestatyczne wargacze garbogłowe. Przypominają gigantyczne (mają nawet 2,5 metra długości i ważą do 190 kilogramów) dorsze o łuskach mieniących się zielenią i żółcią.

Wśród korali i ukwiałów nieustannie uwijają się pomarańczowe amfipriony, niebieskie rogatnice, stada czarno-biało-żółtych idolków o spłaszczonych ciałach. Wydłużonymi pyszczkami wyciągają bezkręgowce z zakamarków koralowych zwojów. Na dnie białym od miału koralowego stada arlekinów wzbijają chmurki pyłu. Ryby mają żółte płetwy i ogony, a na bokach biało-granatowe poziome paski. Dno rafy przeczesują miękkimi wargami.

Wśród nieruchomych półmetrowych fioletowych i czerwonych strzykw, przypominających wałki do ciasta, uwijają się czerwono-fioletowe barweny. Są bardzo cenione jako smaczne ryby jadalne, ale na rafie nie wolno ich łowić. Przedziwnie wygląda cytrynowej barwy czteroroga kostera – ryba półmetrowej długości. Przypomina wielką twarz z rogami, parą oczu i położonymi centralnie ustami. Przezroczyste płetwy po bokach falują niczym wielkie uszy.

Sympatyczne żółwie morskie lubią koralowe labirynty. Trzymetrowe szare rekiny rafowe z charakterystycznymi wydłużonymi pyskami przesuwają się przytulone do dna. Kto zanurkuje z akwalungiem, ma szansę spotkać pływające głębiej wielkie płaszczki – manty i raje oraz ławice długich srebrzystych barrakud. Te groźnie wyglądające ryby są ciekawskie i chętnie podpływają do nurków.

Późną wiosną i wczesnym latem (grudzień – styczeń) na rafie ma miejsce niezwykły spektakl. W noce po pełni księżyca w podwodnych ogrodach odbywają się koralowe gody. Tysiące korali wypluwają do wody obłoczki spermy i sznury jajeczek, by łączyły się i dawały początek nowym organizmom. Wielka rafa tonie w mgiełce.

Na australijskiej rafie jest ponad 600 wysp. Na południu są to wyspy piaskowe porośnięte gęstą tropikalną roślinnością. Bliżej brzegu leżą wyspy kontynentalne utworzone przez wystające z wody wierzchołki przybrzeżnych pasm górskich. Ponad 300 wysp na północnych rafach zewnętrznych to ławy koralowe zbudowane ze szkieletów martwych korali wystających ponad wodę.

Zielona Wyspa (Green Island) jest jedną z 69 ław porośniętych tropikalnym lasem. Z Cairns można do niej dotrzeć szybkim katamaranem w 45 minut. Wyspa ma 660 m długości i 260 m szerokości. Przez gęsty las wiedzie wiele ścieżek. Można przy nich spotkać drepczącego szybko ptaka przypominającego naszą perliczkę. To nogal – jeden z wielu australijskich nielotów. Samica składa jaja w kopcach, których utrzymaniem w dobrym stanie zajmują się wyłącznie samce.

W centrum wyspy znajduje się Marineland Melanesia – rodzaj zoo, którego największą atrakcją są wielkie akwaria z krokodylami i żółwiami.Tropikalny las otaczają białe plaże z darmowymi leżakami z parasolami, a całą wyspę – małe rafy, w których dużo czerwonych, niebieskich i fioletowych rozgwiazd. Wszystkie są drapieżnikami lub padlinożercami. Są tak silne, że potrafią otworzyć skorupę małża. Chociaż... zabiera im to około dziesięciu godzin.

Najgroźniejsza dla rafy jest rozgwiazda zwana Koroną Cierniową, cała pokryta kolcami. Zwierzę odżywia się polipami koralowca, dosłownie pożerając rafę. Według naukowców na australijskie wody rozgwiazda dostała się w latach 60. XX w balaście statku płynącego z Japonii.

Rocznie rozgwiazdy niszczyły wtedy około 80 km rafy. Tym łatwiej im to przychodziło, że zaczynało brakować ich naturalnych wrogów – ślimaków morskich trytonów. Ślimaki z kolei ginęły łowione przez poszukiwaczy muszli. Od 1979 r., gdy rafa została objęta ochroną, trytonów zaczęło przybywać i na rafę powoli wraca równowaga.

Fitzroy to wyspa kontynentalna, pięć razy większa od Zielonej, leżąca 30 km od Cairns. Zamieszkujący ją dawniej Aborygeni z plemienia Gongandji nazywali ją Kobaburra. Obecną nazwę nadał wyspie w 1770 r. kapitan James Cook. Do 1876 r. Fitzroy była miejscem kwarantanny Chińczyków przypływających do Australii do pracy w kopalniach złota.

Dziś cała jest parkiem narodowym porośniętym buszem i gęstym lasem. Pełno w nim kolorowych ptaków, gekonów, jaszczurek, w tym scynków i agam kołnierzastych, które zdenerwowane stroszą skórzastą kryzę wokół szyi.

W drodze na najpiękniejszą plażę wyspy – Nudey Beach – natknąć się można na zwisającego z gałęzi figowca trzymetrowego pytona. Nie jest groźny. Tak przynajmniej głoszą tablice informacyjne. W lasach żyją też kangury szare, jedne z wielu australijskich torbaczy, i kilka gatunków nietoperzy.

Największym zwierzęciem wyspy jest sięgający 1,2 m długości waran. Poznamy go po żółtych cętkach na ciemnofioletowej skórze. Jeśli w ogóle uda nam się go zobaczyć, jest to bowiem zwierzę niezwykle płochliwe. Waran poluje na drobne ssaki, jaszczurki i ptaki.

Tutejsze plaże nie są pokryte piaskiem, lecz drobnymi białymi koralami wyrzuconymi przez morze. Okazałe rafy przybrzeżne często odwiedzają rodziny żółwi morskich.

Wędrówkę w upale osładzają dzikie mango. Drzewa uginają się od dojrzałych żółtych owoców. Przez las pełen figowców, akacji i eukaliptusów można też dojść do tajemniczego ogrodu – zagajnika, który za mieszkanie wybrały stada papug, zimorodków i kuraków. Białe korellie to towarzyskie papugi tworzące duże stada podobnie jak żółto-niebiesko-czerwono-zielone lorysy.

Pierwsi biali mieszkańcy Cairns to zbieranina londyńskich złodziei, morderców i prostytutek zesłanych przez brytyjski wymiar sprawiedliwości do kolonii karnej, którą od 1824 r. był dzisiejszy stan Queensland. Dopiero 35 lat później dotarli tu z Anglii pierwsi wolni osadnicy. Dziś Cairns jest zielone, ładnie zabudowane kolonialnymi domami i bezpieczne. Najlepiej zwiedzać je na piechotę lub rowerem.

W oceanarium największe wrażenie robi kilkanaście gatunków rekinów. W miejscowym ogrodzie botanicznym można podziwiać dziesiątki storczyków we wszystkich kolorach tęczy, czerwone, przypominające wachlarze kwiaty imbiru, wielkie fioletowe heliconie. Drugą część ogrodu stanowi pozostałość lasu deszczowego, który jeszcze 150 lat temu rósł w miejscu miasta.

Przy Esplenadzie – reprezentacyjnej ulicy mającej po jednej stronie sklepy, po drugiej park przy brzegu morza – leży sztuczna laguna ze słoną wodą. To jedyne miejsce w mieście, w którym można się wykąpać, bo plaży tutaj nie ma. Kto chce zakosztować kąpieli w otwartym morzu, musi pojechać miejskim autobusem na tzw. Plaże Północne (około pół godziny drogi). Ze względu na niebezpieczeństwo spotkania z morską osą, meduzą, której parzydło powoduje kłopoty z oddychaniem mogące spowodować nawet śmierć, kąpiel dozwolona jest jedynie w miejscach ogrodzonych stalowymi siatkami. W listopadzie woda ma już ponad 26 st. C.

Z kolei przy lotnisku znajduje się las namorzynowy, przez który prowadzi szlak turystyczny – drewniana ścieżka na palach. Ogromne odsłonięte korzenie drzew przypominających nasze osiki zanurzone są w bagnie, które wydaje się nieustannie ruszać. To tysiące małych krabów żyjących w błocie wędruje, wydając przy tym odgłosy przypominające kląskanie.

Przez 150 lat biali przybysze toczyli wojny o ziemię z rdzennymi mieszkańcami wyspy Aborygenami. Rugowali ich i zamykali w specjalnie tworzonych osadach. Dzieci aborygeńskich matek, wobec których istniało podejrzenie, że ojcem jest biały, były im odbierane i umieszczane w białych rodzinach zastępczych lub domach dziecka.

Aby wziąć ślub, Aborygeni potrzebowali zgody władz, podobnie na zmianę miejsca zamieszkania. Dopiero w 1984 r. dostali prawa wyborcze. W 1998 r. rząd wypłacił odebranym dzieciom i ich potomkom 63 mln dolarów odszkodowania. Przed kolonizacją w Australii żyło około 750 tys. Aborygenów. Dziś pozostało ich ok. 250 tys. Żyją biednie, średnio o 20 lat krócej od białych Australijczyków.

W Cairns tylko niewielkie grupki Aborygenów spotkać można na ulicach. Grube kobiety i mężczyzn o ciemnej skórze, szerokich twarzach i wydatnych nosach mijałam codziennie w drodze do centrum. Siedzieli na murawie stadionu, pod eukaliptusami, sączyli piwo, rozmawiali w swoim języku.

Choć ubrani w sukienki, spodnie, koszule, wydawali się nie z tego świata.Kulturę rdzennych mieszkańców przybliża turystom Tjapukai Aboriginal Cultural Park. Zbudowany za miastem kosztem 9 milionów dolarów kompleks mieści wioskę i teatr, w którym odbywają się pokazy tradycyjnego tańca. To największe w Australii przedsięwzięcie biznesowe Aborygenów.

Można tu przekonać się, że nie jest łatwo rzucać bumerangiem. Równie trudne jest wyplatanie z lian sieci do łowienia ryb i krokodyli czy rzucanie dzidą do celu.

Kuliste, pokryte korą chaty członków plemienia Tjapukai służyły tylko do spania. W dzień plemię polowało i zbierało owoce. Wiedzę o tym, które rośliny z lasu deszczowego są jadalne, które lecznicze, a które trujące, Aborygeni przechowali do dziś.

W Tjapukai Park goście mogą spróbować aborygeńskiej kuchni, w tym przysmaku tubylców, czyli pieczonych na korze tłustych, białych larw. Uczeni są także gry na didgeridoo – długiej drewnianej trąbicie z kawałka pnia wydrążonego przez termity. Aborygeni mówią, że wibrujący dźwięk didgeridoo jak żaden inny współgra z nastrojami ich duszy.

Kilometr w górę nad Cairns leży Płaskowyż Atherton. To inny świat. Powietrze jest tu rześkie, o kilka stopni chłodniejsze. Po horyzont ciągną się zielone pofałdowane wzgórza będące stożkami wygasłych wulkanów. Dzięki wulkanicznej glebie Atherton to jeden z najżyźniejszych terenów Australii. Uprawia się tutaj trzcinę cukrową, mango, ananas i zboża.

Niegdyś płaskowyż porastały gęste lasy deszczowe. Dziś pozostało ich niewiele, zaledwie jedna czwarta tego, co rosło 200 lat wcześniej. Choć Australijczycy niechętnie o tym mówią, pod koniec lat 90. XX wieku to oni wycinali najwięcej lasów na świecie. W Queensland znikało ich więcej niż w Amazonii. Te, które zostały, objęte są ochroną.

Park Jezior Kraterowych (Crater Lakes National Park) na płaskowyżu Atherton tworzą dwa zbiorniki wypełniające kratery. Brzegi jeziora Barrine porasta las deszczowy pełen wielkich figowców, paproci drzewiastych, drzew butelkowych o pniach wzdętych jak butelka. Las rozbrzmiewa dziwnymi odgłosami, ale w zielonej gęstwinie trudno wypatrzeć ptaki czy zwierzęta. Trzeba więc uwierzyć przewodnikom, że jednym z jego mieszkańców jest nadrzewny kangur Lumholtza.

Farmy na płaskowyżu są ogromne. Liczą po kilkadziesiąt mil kwadratowych, a ich właściciele hodują tysiące zwierząt. Farmerzy oferują gościom wiejskie jedzenie, konne wyprawy, spływy rzekami.

Gospodarstwo Woodleigh Station prowadzone od prawie 100 lat przez rodzinę Williamsów też przyjmuje turystów. Leży na zachodniej krawędzi płaskowyżu nad rzeką Wild. Do najbliższego miasteczka jest stąd 25 km. Budynki stoją wśród wyniosłych eukaliptusów, pod którymi wznoszą się wysokie na kilka metrów kopce termitów.

Przed domem kolekcja starych maszyn rolniczych i ogród pełen kwiatów. Zachowała się też prymitywna chata pierwszych farmerów, którzy osiedlili się tutaj w 1877 r. W środku narzędzia i naczynia, maszyny i meble dające pojęcie, jak żyli tu ludzie ponad 100 lat temu.

Nowy klimatyzowany dom stoi na skarpie nad rzeką. – Tu się kąpiemy i wy też możecie – gospodyni wskazuje szerokie rozlewisko. – Nie bójcie się, jeśli zauważycie krokodyla – dodaje. – To niegroźny krokodyl słodkowodny. Po tym oświadczeniu nikt jakoś nie ma ochoty na zanurzenie się w chłodnej, czystej wodzie.

Pociąg do Kurandy (334 m n.p.m.) odchodzi z dworca w Cairns codziennie. Drewniane wagony przypominają te, które kursowały do górskiego miasteczka w XIX w.

Kolej poprowadzono do położonych w górach osad, by zapewnić zaopatrzenie górnikom z kopalń cyny. Dwa lata zabrało wytyczanie 34-kilometrowej trasy przez busz, lasy i góry. Sama budowa 34 km torów łącznie z przebiciem 15 tuneli zabrała pięć lat.

Pociąg pędzi z zawrotną prędkością 18 km na godzinę. Mija pola trzciny cukrowej, później wspina się pod górę i pokonuje kolejne tunele. W tunelu nr 6 w 1973 roku zamaskowani bandyci napadli na pociąg wiozący wypłaty dla robotników kopalń. Zrabowali pieniądze i uciekli drezynami. Nigdy ich nie schwytano.

Ostatni z tuneli jest najdłuższy, ma 490 m. W czasie jego budowy zawalił się strop i pogrzebał siedmiu robotników. Za tunelami pociąg wjeżdża w wąwóz Byrona, w którym leży elektrownia wodna na rzece Byron. Kuranda żyje dziś z turystów. Wychodzą stąd szlaki w góry, można też wsiąść na statek i popłynąć rzeką Byron, zobaczyć sanktuarium motyli australijskich oraz schronisko dla rannych i chorych nietoperzy z okolicznych gór. W siatkowych wolierach w równych rzędach wiszą rudawki zwane latającymi lisami.

Kate Hubbard prowadząca schronisko chętnie bierze na ramię latającego lisa. Przebudzony zwierzak prezentuje mordkę z dużymi oczami i szyję w białym kołnierzu futra. – To piękne zwierzę nikomu nie czyni krzywdy. Żywi się owocami. Niestety wycinanie lasów skazuje je na zagładę, dlatego próbujemy je ratować – tłumaczy i dziękuje za datek wrzucony do puszki.

[ramka][b]Ile to kosztuje[/b]

1 dolar australijski – ok. 2,3 zł

nocleg w Tropic Days, jedynka bez łazienki z możliwością korzystania z pralni, kuchni, basenu, transportu do centrum – 40 dol. (92 zł),

pokój dwuosobowy – 55 dol. (127 zł)

miejsce na kempingu w Cairns – 11 dol. (25 zł)

jednodniowa wycieczka, np. na płaskowyż Atherton – od 100 dol.(230 zł)

całodzienny rejs na rafę – od 60 dol. (138 zł)

jednodniowy kurs nurkowania z akwalungiem – od 50 dol. (115 zł)

czterodniowy kurs nurkowania z akwalungiem – 320 dol. (736 zł)

wypożyczenie akwalungu na dzień – 30 dol. (69 zł)

wypożyczenie roweru na dzień – 30 dol. (69 zł)

wstęp do Centrum Kultury Aborygenów – 30 dol. (69 zł)

prom na Fitzroy i z powrotem – 42 dol. (96 zł)

bilet powrotny na miejski autobus na Plaże Północne – 7 dol. (16 zł)

bilet powrotny do Kurandy – 50 dol. (115 zł)

bilet powrotny na katamaran na Zieloną Wyspę – 59 dol. (136 zł)

bilet na pociąg Cairns – Brisbane (32 godziny podróży) – 170 dol.(391 zł)

pół godziny w Internecie – od 1,5 dol. (3,45 zł)

lunch w japońskiej restauracji Yama w Cairns (zupa, sushi, ryż, ryba,ciastko) – 15 dol. (34 zł)

pizza – od 6 dol. (15 zł)

bułka z nadzieniem – 2,5 dol. (5,7 zł)

grillowany tuńczyk z sałatką – 16,5 dol. (38 zł)

kawa – 2 dol. (4,6 zł)

butelka wina w sklepie – od 20 dol. (46 zł)

[b]Compass[/b] jest jedną z kilku firm, które w Cairns mają licencjęna nurkowanie na rafie zewnętrznej. Statek wypływa rano i zabieraokoło sto osób. Rejs trwa cały dzień, a w cenie (60 dol. – 138 zł)jest też lunch (najczęściej szwedzki stół z wędzonymi rybami, serami, owocami, ciastem), sprzęt do snorklingu, instruktaż i 3 – 4 godziny nurkowania.

[link=www.reeftrip.com]www.reeftrip.com[/link]

[/ramka]

[ramka]Bilet Warszawa – Sydney British Airways przez Londyn i Singapur kosztuje 5900 zł. Można też lecieć Lufthansą przez Frankfurt, Austrian Airlines przez Wiedeń lub SAS przez Kopenhagę za ok. 6500 zł. Finnair ma w listopadzie promocję – oferuje bilety po 4090 zł. Lot trwa w sumie około 20 godzin, a przesiadki warto wykorzystać na gimnastykę. Zakrzepyi opuchlizna nóg to bowiem najczęstsze dolegliwości podróżujących na antypody.

Wiza turystyczna trzymiesięczna jest bezpłatna. Wnioski można składać przez Internet: www.poland.embassy.gov.au. Wszelkie informacje o procedurach uzyskamy pod tel. 022 521 34 44.

Przeloty wewnętrznymi liniami po Australii można wykupić na www.travel.com.au lub u przewoźników. Najlepiej w tanich liniach Virgin lub JetStar. Można też zrobić to na miejscu, w jednym z wielu biur informacji turystycznej.

Ten sposób wart jest polecenia, bo pracownicy biur mają wiele pomysłów, jak tanio podróżować. Bilet powrotny Sydney – Cairns kosztuje od 200 dol. australijskich (460 zł).[/ramka]

[ramka][b]W Internecie[/b]

[link=http://www.cairns.austr.com]www.cairns.austr.com[/link]

[link=http://www.downunderdive.com.au]www.downunderdive.com.au[/link]

[link=http://www.bigcat-cruises.com.au]www.bigcat-cruises.com.au[/link]

[link=http://www.fitzroyisland.com.au]www.fitzroyisland.com.au[/link]

[link=http://www.adventures.com.au]www.adventures.com.au[/link]

[link=http://www.tjapukai.com.au]www.tjapukai.com.au[/link]

[link=http://www.tropicdays.com.au]www.tropicdays.com.au[/link][/ramka]

[i]Zdjęcia: Iwona Trusewicz[/i]

– Czekamy bardzo na święta Bożego Narodzenia. Ludzie spędzają je na plaży, pływają w Morzu Koralowym i piją szampana na piasku – opowiadała Kathy Thallon, odbierając mnie z lotniska w Cairns, na północy Queensland. W Australii wszystko jest na odwrót niż u nas – Boże Narodzenie wypada latem, ptaki nie latają, a ssaki mają torby.

Tak jak jej anglosascy przodkowie, Kathy ma blond włosy i bardzo jasną cerę. Po latach włóczenia się po świecie osiadła wraz z mężem Gabrielem (przystojny drągal z dredami ściągniętymi w koński ogon) w liczącym 120 tysięcy mieszkańców Cairns, na północy tropikalnego Queensland. Wychowują trzy córki i prowadzą pensjonat Tropic Days, który jeszcze w Polsce wybrałam na bazę dwutygodniowego pobytu w Australii.

Pozostało 96% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021