Obaj ministrowie przekonywali unijnych partnerów o niezmiennym zaangażowaniu Polski w rozwiązywanie konfliktów.
Bogdan Klich potwierdził polską obietnicę wysłania żołnierzy do Czadu. – Pojedzie tam 350 osób. Ale stawiamy warunki – dodał. Wczoraj w rozmowie z francuskim ministrem uzgodnił, że wsparcie logistyczne Polska musi dostać od Unii Europejskiej, która powinna zapewnić zaopatrzenie i transport. Jeśli to nastąpi, polscy żołnierze znajdą się w Czadzie w grudniu. Klich zauważył, że Polska w przeciwieństwie do Francji nie ma tradycji kolonialnych. – Do Afryki nie ciągną nas ani sentymenty, ani strategiczne interesy. Nasz udział wynika z troski o sukces Unii – stwierdził polski minister.
– Nie jest to nasza pierwsza operacja w Afryce, ale na pewno najtrudniejsza – mówił generał Henri Bentegeat, szef Komitetu Wojskowego UE. Unijne oddziały mają zapewnić bezpieczeństwo w obozach, w których schronili się uciekinierzy z ogarniętego wojną domową sudańskiego Darfuru. – Tam są skrajnie trudne warunki: upał, wilgoć, brak lokalnej infrastruktury – mówił Bentegeat. Bez samolotów transportowych i helikopterów trudno będzie przewieźć żołnierzy na środek pustyni. – Na miejsce trzeba dostarczyć wszystko: generatory prądu, zbiorniki paliwa, baraki – mówi jeden z unijnych dyplomatów. Jest przekonany, że misja nie będzie łatwa. – Tam może dojść do konfrontacji. Na miejscu działają nie tylko rebelianci, ale też zwykłe bandy.
Polska jest jednym z ważniejszych udziałowców misji, którą dowodzą Francuzi. Dla Paryża zaprowadzenie porządku w byłej kolonii to sprawa bardzo ważna, dlatego wysyła połowę z 4 tysięcy żołnierzy. Swoje oddziały, poza Polską, wyekspediują też Szwecja, Finlandia, Holandia i Irlandia. Nasz kraj obiecał 350 żołnierzy. Operacja ma potrwać pół roku z możliwością przedłużenia do roku.
Początkowo planowano, że pierwsi żołnierze pojawią się w Czadzie w połowie listopada. Ale już wiadomo, że to nie nastąpi. Kolejny termin unijni ministrowie wyznaczyli na grudzień, bo ciągle nie ma śmigłowców. Sytuację komplikuje fakt, że prawdopodobnie do końca roku nie dojdzie do skutku misja ONZ i Unii Afrykańskiej w samym Sudanie. A unijna operacja miała stanowić jej uzupełnienie: afrykańskie oddziały miały stabilizować sytuację na miejscu, a Europejczycy poza granicami Sudanu.