Ci, którzy spodziewali się, że na konferencji Mateusza Morawieckiego padnie jednoznaczna wykładnia postępowania w przypadku odwoływania bądź grania spektakli i koncertów, przeżyli zawód. Potem musieli sobie radzić z chaosem wynikającym ze sprzecznych informacji, interpretacji, paniki oraz dmuchania na zimne.
– W innych krajach decyzje były konkretne – powiedział nam szef agencji produkującej najważniejsze koncerty w Polsce. – Tymczasem polska ustawa o organizacji imprez masowych wyłącza wydarzenia w teatrach, operach, filharmoniach, a także klubach, które prowadzą działalność repertuarową, mieszcząc nawet ponad tysiąc widzów na widowni. Zasugerowano zakaz imprez na kilkaset lub ponad tysiąc osób, a jednocześnie nie padło słowo o tysiącach w galeriach handlowych, punktach komunikacyjnych czy kościołach, gdzie gromadzą się również osoby starsze z grupy największego ryzyka. Rząd nie wziął żadnej odpowiedzialności, przerzucił ją na organizatorów i samorządy.
Przeczytaj także: Zakaz premiera Morawieckiego. O jakie imprezy chodzi?
Czytając wpisy w mediach społecznościowych, można było odnieść wrażenie, że dla laików imprezy masowe – te, które podlegają ustawie i trzeba je zgłaszać, występując o zgodę – to wszystkie imprezy. Dobrym przykładem jest komunikat grupy Kult, która miała dać dwa koncerty w warszawskiej Stodole 12 i 13 marca. Zespół poinformował: „Zostają odwołane z uwagi na ogłoszony przez premiera zakaz imprez masowych. Ponieważ nie podano, do kiedy ma obowiązywać ten zakaz, to na razie nie wiemy nawet, czy jesteśmy w stanie przełożyć na inny termin te odwołane koncerty”. W klubie Stodoła usłyszeliśmy, że występy Kultu w Stodole, tak jak inne, nie podlegają ustawie o masowych imprezach.
Okoliczności są jednak niesprzyjające. Pozostałe koncerty odbywają się w innych miastach, gdzie władze mogą mieć inną politykę niż w Warszawie. „Mamy kalendarz zapełniony do końca kwietnia, więc na pewno wszystkich koncertów nie odwołamy” – napisał nam Kult.