Jeszcze niedawno głównym zajęciem Johna Rooda było negocjowanie sprawy wyrzutni w Polsce i radaru w Czechach z władzami obu tych państw. Od wyborów w naszym kraju zastępca sekretarza stanu USA nie ma w tej kwestii wiele do roboty.
Coraz bardziej zajmują go natomiast konsultacje z Rosją. Dzisiaj spotkał się w Budapeszcie ze swym rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Kisliakiem. To już czwarte takie spotkanie na wysokim szczeblu w ostatnich miesiącach. I będzie ich więcej. Dla Polski wniosek jest prosty: to dobrze, że nie spieszymy się z dalszymi negocjacjami.
Jak zauważył niedawno w wywiadzie dla „Rz” Zbigniew Brzeziński, skoro po drodze Ameryka zaangażowała się w poważne rozmowy w tej sprawie z Rosjanami, trzeba najpierw poczekać, co z tych rozmów wyniknie, a dopiero potem ustalać szczegóły współpracy z Waszyngtonem.
Tym bardziej że sprawa komplikuje się także w samym Waszyngtonie. W środę wieczorem Izba Reprezentantów USA zatwierdziła projekt budżetu obronnego na przyszły rok. Zgodnie z oczekiwaniami Izba zamroziłapieniądze na rozpoczęcie budowy bazy w Polsce do czasu zakończenia negocjacji z Warszawą.
Ale dodała też nowe warunki: przed wydaniem choćby centa na europejską odnogę systemu administracja musi udowodnić, że system jest sprawny. Choć „sprawność” jest pojęciem względnym i Pentagon może naginać jego interpretację do swych potrzeb, to wiadomo, że na dziś tarcza jest w stanie obronić USA przed jedną, może dwoma rakietami. Osiągnięcie większej skuteczności wymaga czasu.