– Ustąpię, jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli – zapowiedział wczoraj Dalajlama. – Zamieszki w Lhasie wywołała klika Dalajlamy – oświadczył premier Chin. Wen Jiabao oskarżył duchowego przywódcę Tybetańczyków, że to on stoi za krwawymi antychińskimi protestami. Wczoraj znów było wiele ofiar.
Dalajlama kategorycznie odrzuca takie oskarżenia. – Jestem przeciwko przemocy stosowanej zarówno przez Chińczyków, jak i Tybetańczyków – oświadczył. Zaapelował do swojego narodu, by żył w pokoju z Chińczykami. I przypomniał, że nie walczy o niepodległość Tybetu, ale o autonomię w granicach Chin. – Musimy utrzymywać dobre stosunki z Chinami – mówił w Dharamsali w północnych Indiach, gdzie znajduje się siedziba tybetańskiego rządu na uchodźstwie. 72-letni laureat Pokojowej Nagrody Nobla uciekł tu z Chin po przegranym powstaniu w 1959 roku.
– Naród nie pozwoli ustąpić Dalajlamie – powiedział jeden z tybetańskich parlamentarzystów Youdon Aukatsang. Jednocześnie tybetański rząd podał najnowszą liczbę ofiar kilkudniowych zamieszek. W starciach zginęło 99 osób. Według chińskich źródeł – tylko 16.W Indiach Tybetańczycy zorganizowali wczoraj największą od wielu lat demonstrację. W Siliguri zgromadziło się 2 tysiące ludzi. Na czele pochodu, który przemaszerował ulicami miasta, szli buddyjscy mnisi, wśród nich ośmiolatki. Nieśli tybetańskie flagi i skandowali:– Chcemy sprawiedliwości! Chcemy wolności!
Tybetańczycy protestowali też w stolicy Nepalu Katmandu. Kilkadziesiąt osób zgromadziło się przed budynkiem ONZ. – Pomóżcie – krzyknęli. Policja natychmiast aresztowała 58 osób.
Antychińskie demonstracje rozlewają się też na Europę. Wczoraj 600 osób protestowało w szwajcarskiej Lozannie, gdzie znajduje się siedziba Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Żądali, by MKOl zmusił Pekin do poszanowania praw Tybetańczyków. W Belgii policja musiała użyć gazu łzawiącego, gdy około 200 Tybetańczyków zaczęło rzucać pociski w kierunku misji Chin przy UE. Do aresztu trafiło kilkanaście osób.