– Nie mamy prawa niczego mu narzucać – wyjaśnia szef amerykańskiego biura ochrony rządu.
Za dwa miesiące minie 40. rocznica głośnego zabójstwa kandydata na prezydenta Roberta Kennedy’ego. Od lat politykom mającym realne szanse na zwycięstwo przysługuje ochrona Secret Service, czyli amerykańskiego BOR. A mimo to senator John McCain, który ma zapewnioną prezydencką nominację Partii Republikańskiej, jeździ na wyborcze wiece wyłącznie w towarzystwie paru prywatnych ochroniarzy, którzy zwykle trzymają się z daleka.
Gdy podczas wystąpienia przed komisją budżetową Izby Reprezentantów szef Sercret Service Mark Sullivan powiadomił kongresmenów, że McCain nie ma żadnej ochrony, „bo nawet o nią nie wystąpił”, członkowie komisji byli zaskoczeni.
– Zakładałem, że nawet jeśli kandydat o to nie prosi, jest w jakimś stopniu chroniony – powiedział po spotkaniu kongresmen Ciro Rodriguez.Okazuje się, że nie. – Nie ma takiego ustawowego obowiązku – wyjaśnił Sullivan. Biuro kampanii McCaina odmawia komentarza w tej sprawie. Jak jednak przypominają amerykańskie media, sam McCain publicznie wypowiadał się na ten temat jesienią. – Nigdy z tego nie korzystałem. Po moim zwycięstwie w prawyborach w New Hampshire w 2000 roku próbowano nam to narzucić, ale odmówiliśmy, bo ogranicza kontakty z wyborcami.
McCain zasugerował, że może nie zawsze korzystać z ochrony nawet po objęciu urzędu prezydenta.