Niedzielne głosowanie było nielegalne. Potępił je prezydent Evo Morales i jego zagraniczni sojusznicy. Mimo to dwie trzecie uczestników referendum było gotowych forsować autonomię, nawet gdyby miało to wywołać wojnę domową.
O tym, że nie są to czcze pogróżki, można się było przekonać w zeszłym roku, gdy przeciw władzom centralnym zbuntowali się gubernatorzy sześciu z dziewięciu departamentów. Kraj ogarnęła fala strajków, na ulicach miast stanęły barykady, podczas demonstracji doszło do starć zwolenników prezydenta (plantatorów koki, robotników i biedoty wiejskiej) z jego przeciwnikami. Lała się krew. Po stronie prezydenta gotowe są w każdej chwili stanąć słynne Czerwone Poncza, indiańscy ekstremiści z plemienia Ajmarów. Bastion opozycji Santa Cruz może z kolei liczyć na gwardię gotową chwycić za broń, by walczyć z Indianami.
Departament Santa Cruz, w którym żyją ponad 2 miliony z ok. 10 milionów mieszkańców Boliwii, dzięki złożom gazu, żyznym ziemiom i lasom dostarcza prawie połowę PKB tego najbiedniejszego kraju Ameryki Południowej. Lokalni politycy będący z reguły zarazem posiadaczami ziemskimi od dawna domagają się autonomii. W latach 80. i 90. XX wieku Kongres rozpatrywał kilkanaście projektów decentralizacji władzy.
Gdy jednak w 2005 r. prezydentem został lewicowy populista Morales, stało się jasne: rząd nie sceduje dobrowolnie swych kompetencji na departamenty. Drastycznie pogłębił on podziały w Boliwii. Nie tylko dlatego, że idąc w ślady przywódcy Wenezueli Hugo Chaveza, Morales wprowadza w kraju socjalizm. Pierwszy Indianin piastujący urząd prezydenta Boliwii mobilizuje rdzennych mieszkańców stanowiących większość ludności andyjskiego kraju przeciw białym i Metysom, a biedotę przeciw klasom średnim. Walka z dyskryminacją Indian przeradza się w dyskryminację białych.
Czarę goryczy przelała narzucona przez prezydenta konstytucja. Ma ona doprowadzić do odtworzenia społeczeństwa opartego na sprawiedliwości plemiennej. Daje Indianom prawo do samostanowienia na ziemiach przodków, co wywołało niepokój w takich regionach, jak Santa Cruz, w których przeważają biali i Metysi. Ziemie Indian to co najmniej 70 proc. obszaru Boliwii. Jeśli konstytucja, która ma zostać jeszcze poddana pod referendum, wejdzie w życie, niektóre departamenty przestaną istnieć. Zostaną podporządkowane samorządom Indian.