Na rozpatrzenie w Bundestagu czeka w kolejce 47 dokumentów nadesłanych przez Komisję Europejską. Izba je ignoruje, a grupa posłów przygotowała projekt uchwały wzywającej rząd, aby zwrócił się do UE z żądaniem „zmiany obecnej praktyki tłumaczenia tekstów”.

– Nie damy sobie dłużej w kaszę dmuchać . Jak mamy podejmować decyzje, kiedy skomplikowane teksty nie są dostępne w języku niemieckim? – pyta Gunther Krichbaum, szef komisji europejskiej Bundestagu, cytowany przez „Die Welt”. Niemcy nie od dzisiaj domagają się tłumaczenia wszystkich tekstów UE na niemiecki, powołując się na ustalenia gwarantujące językowi Goethego taki sam status języka roboczego Komisji UE jak angielskiemu i francuskie-mu.

Brukselscy urzędnicy znajdują wyjście z sytuacji, zaliczając wiele tekstów unijnych do kategorii dokumentów roboczych czy załączników. Niemców boli jednak, że nawet takie dokumenty są dostępne w języku francuskim. Nie zadowala ich standardowa odpowiedź Brukseli, że przecież zawsze tak było.

– Nie bardzo rozumiem, o co tu chodzi. Im więcej wersji językowych, tym większe problemy interpretacyjne i więcej kłopotów z podejmowaniem decyzji – ocenia prof. Martin Jänicke specjalizujący się w unijnym prawie z dziedziny ochrony środowiska. Ale Bundestag jest innego zdania.

– Mamy do czynienia z poważnym problemem politycznym – przyznaje otwarcie Ruprecht Polenz, szef komisji zagranicznej niemieckiego parlamentu. Nie widzi kłopotów praktycznych, bo deputowani Bundestagu znają języki obce, ale nie rozumie, dlaczego Bruksela nie uznaje statusu niemieckiego jako języka roboczego. Komisarz Leonard Orban nadzorujący pracę brukselskich tłumaczy mówi, że ma po prostu za mały budżet.