– Pragniemy zachęcić rodziny, aby rozważyli możliwość życia z dzieckiem upośledzonym – mówi Johannes Singhammer z CSU. Wiele kobiet decyduje się na późną aborcję, kierując się wynikami badań prenatalnych, gdy okazuje się, że dziecku grozi upośledzenie. W przypadku diagnozy, że dziecko urodzi się z zespołem Downa, aborcję wybiera 90 procent kobiet w Niemczech. Nawet w szóstym i późniejszym miesiącu ciąży. I jest to zgodne z obowiązującym od 1995 roku prawem.
Bawarscy chadecy chcą wspólnie z CDU zmienić te przepisy. Nie zamierzają jednak zakazywać późnych aborcji. Proponują jedynie wprowadzenie kilkudniowego obowiązkowego okresu, w którym kobiety muszą się zastanowić nad tym, czy usunąć ciążę. Lekarze mieliby więc zostać zobowiązani – pod karą 10 tysięcy euro – do skierowania kobiet do specjalistycznych poradni. Aborcja byłaby możliwa dopiero po takich konsultacjach.
Podobna procedura obowiązuje w Niemczech kobiety, które noszą się z zamiarem usunięcia ciąży. Przedstawienie zaświadczenia z poradni jest w zasadzie jedynym warunkiem legalnego zabiegu. Tymczasem kobiety, które po badaniach prenatalnych decydują się na późną aborcję, podejmują decyzję szybko i często jedynie po konsultacjach z lekarzami. W takich przypadkach nierzadko brakuje nawet wyczerpującej dokumentacji medycznej o wadach płodu. To także ma ulec zmianie.
– Wszyscy musimy wiedzieć, ile się popełnia w Niemczech morderstw – mówi dziennikarzom Heribert Kentenich z jednej z berlińskich klinik. Ze statystyk wynika, że rocznie dokonuje się w Niemczech około 200 późnych aborcji. Organizacja Pro Familie twierdzi, że aborcji tego rodzaju jest o kilkaset więcej.
37-letnia Johanna Z. z Berlina zdecydowała się niedawno na aborcję, będąc w szóstym miesiącu ciąży. „Po tym zabiegu marzyłam o śmierci” – zwierzyła się reporterce jednej z niemieckich gazet. Miała wyrzuty sumienia i dopiero po kilku miesiącach odzyskała równowagę. Oskarża lekarzy, że nie informowali jej o psychicznych konsekwencjach tak późnej aborcji.