Tylko wczoraj pracę straciło trzech pracowników MSW. Jeden z nich, policjant pracujący na przejściu granicznym, pomógł przedostać się przez granicę osobom, które miały zakaz wyjazdu z kraju. Dostał 500 euro łapówki. Inny, celnik, za taką przysługę wziął 400 euro.
Dzień wcześniej na ławie oskarżonych zasiadło dziewięć osób obwinianych o sprzeniewierzenie milionów euro z unijnego programu SAPARD. Wśród nich biznesmen Mario Nikołow i jego żona. Mówiło się, że mają bliskie powiązania z rządem. Cała ta grupa eksportowała do Niemiec stare maszyny rolnicze, które tam były rozbierane na części, po czym – po ponownym złożeniu – znów trafiały do Bułgarii. Ale już jako „nowe”, mogły więc być finansowane z unijnych funduszy. Śledztwo trwało dwa lata. Bruksela ograniczyła z tego powodu unijną pomoc dla Bułgarii.
– Unia coraz bardziej na nas naciska, by dymisjonować ludzi podejrzanych o korupcję i stawiać ich przed sądem – mówi „Rz” Rusłan Stefanow z Centrum Studiów nad Demokracją w Sofii.
Bułgaria ma opinię najbardziej skorumpowanego kraju UE. – Nasz wizerunek stale się pogarsza, a problemy, o których szeroko rozpisują się zachodnie media, powstrzymują UE przed kolejnym rozszerzeniem. Z naszego powodu jest coraz bardziej sceptyczna, zaostrza kryteria – przyznaje w rozmowie z „Rz” Ognian Bojadżijew, redaktor naczelny portalu Europ e Gateway. Wini jednak także Brukselę: – Przed przyjęciem Bułgarii wiedziała, że mamy problem z korupcją, którego łatwo nie da się rozwiązać, bo Bułgaria tak naprawdę nie porzuciła komunistycznego sposobu myślenia.
Korupcja to niejedyny problem. Na porządku dziennym są porwania i brutalne pobicia. Kilka dni temu w ciągu 24 godzin tajemnicze samobójstwa popełniło dwóch znanych Bułgarów.