[b]Na początku swego mandatu prezydent Francji Nicolas Sarkozy obiecywał, że będzie prowadził bardziej stanowczą politykę wobec Moskwy niż jego poprzednik Jacques Chirac. Jest jednak wręcz odwrotnie...[/b]
Kandydat na prezydenta Sarkozy a prezydent Sarkozy to nie to samo. Kandydat Sarkozy chciał zrobić z praw człowieka centralny punkt swej polityki zagranicznej. Prezydent Sarkozy jednak szybko zrozumiał, że jeśli będzie pomijał kraje, które nie szanują państwa prawa, to będzie musiał zrezygnować z kontaktów z takimi potęgami jak Chiny, Rosja czy Arabia Saudyjska. Jego postawa się więc zmieniła. Szczególnie wobec Rosji, od chwili wybuchu konfliktu w Osetii Południowej. Sarkozy słusznie uważa, że prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili popełnił poważny błąd, gdy siłą usiłował odzyskać separatystyczną republikę. W ten sposób dał Moskwie pretekst do agresji, na który czekała. Sarkozy uważa też, że problem Osetii Południowej jest drugorzędny. Nie chce, by spór o nią oraz o Abchazję zakłócił odnowione w połowie lata negocjacje między Unią Europejską i Rosją. Jak prawie wszyscy unijni przywódcy prezydent Francji uważa, że stabilizacja stosunków z Rosją tylko posłuży Unii Europejskiej. Unia potrzebuje pewności co do trwałości rosyjskich dostaw energetycznych. Bylibyśmy głupi, gdybyśmy dopuścili do powstania napięcia lub wręcz konfliktu z Moskwą. Musimy osiągnąć z nią jakiś „modus vivendi”. To w końcu nie nazistowskie Niemcy, które marzą o tym, by podbić Europę i nas wszystkich zniewolić. W tym niepewnym świecie zarówno Amerykanie, jak i Europejczycy potrzebują Rosji, jeśli chcą rozwiązać tak poważne problemy jak Iran, Bliski Wschód czy Afganistan.
[b]To oznacza, że Sarkozy uważa, iż ma lub może mieć wpływ na decyzje podejmowane w Moskwie? Realizacja planu wycofania wojsk z Gruzji przez Moskwę pokazała, jak bardzo Rosja się przejmuje życzeniami Paryża. [/b]
Nie zgadzam się z tym. Rosja w końcu wycofała swe wojska z terytorium Abchazji i Osetii, a o to chodziło. Uszanowała więc w dużej mierze swoje zobowiązania wobec Unii Europejskiej. Niestety, pogwałciła potem prawo międzynarodowe, uznając niepodległość obu republik. Także w tym przypadku jednak trudno jej cokolwiek zarzucić. W końcu my zrobiliśmy wcześniej to samo, uznając niepodległość Kosowa. Wpływ Unii Europejskiej na politykę Moskwy jest ograniczony, ale realny. Oligarchia rządząca Kremlem nie jest jednolita. Dzieli się na dwa obozy – ten, który wywodzi się bezpośrednio ze służb specjalnych, czyli KGB, oraz ten, który się utworzył po upadku Związku Radzieckiego. Są tam „siłowiki” oraz biznesmeni. Pierwsi mają obsesję na punkcie wielkości Rosji, żyją imperialną nostalgią, podczas gdy drudzy dobrze wiedzą, że ich interesy oraz przyszłość gospodarcza zależą od wzmocnienia więzi z Zachodem, a przede wszystkim z Europą. Zresztą uważam, podobnie jak prezydent Nicolas Sarkozy, że Dmitrij Miedwiediew nie jest zwykłą marionetką Putina, tylko reprezentuje właśnie ten drugi obóz w rosyjskiej oligarchii.
Nie jest także bez znaczenia, że Putin zrezygnował ze zmiany rosyjskiej konstytucji, która miała pozwolić mu kandydować po raz trzeci na prezydenta. Zamiast tego wybrał na swojego następcę człowieka należącego do postsowieckiej generacji, prawnika i biznesmena. Proszę mi wierzyć: Rosja bardziej boi się Chin oraz świata islamskiego niż Europy i Ameryki, z którymi wiąże swą przyszłość. Francja wykazała się więc wielką mądrością w negocjacjach w ramach konfliktu w Osetii Południowej.