Manike Weber i Michael Mosuch są zrozpaczeni. Od miesięcy starają się odzyskać swojego syna Floriana przekazanego rodzinie zastępczej. Zaczęło się od tego, że Manike miała po porodzie problemy psychiczne. Florian trafił do jej rodziców. Michael, jego ojciec, pragnął jednak samodzielnie wychowywać syna. Doszło do sporu z dziadkami, na co urząd ds. młodzieży Jugendamt odpowiedział decyzją o przekazaniu dziecka rodzinie zastępczej.
Sąd – jak w zdecydowanej większości takich przypadków – zatwierdził decyzję Jugendamtu. Manike jest już po leczeniu. Jest zdrowa i domaga się wspólnie z ojcem Floriana zwrotu dziecka. Na próżno. Rodzice mają prawo widywania syna raz w miesiącu zaledwie przez dwie godziny. Przypadek ten opisał właśnie „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” (FAS). „Jugendamty pozbawiają rodziców dzieci wbrew ich woli i nie muszą się nawet z tego tłumaczyć” – pisze gazeta.
– To nic innego jak pozbawianie rodziców praw obywatelskich – mówi pedagog prof. Heinrich Kupffer.
Niemieckie media prześcigają się w prezentacji przykładów samowolnych decyzji Jugendamtów. „Süddeutsche Zeitung” opisywał niedawno przypadek kobiety, której zabrano dziecko, ponieważ zachorowała na boreliozę. – Decyzje takie podejmują ludzie, którzy nie są do tego psychologicznie przygotowani – tłumaczy Uwe Jopt, profesor psychologii.
Protestują liczne organizacje poszkodowanych rodziców. Jedną z nich założyła Beata Pokrzeptowicz-Meyer, która kilka tygodni temu uprowadziła w Niemczech swojego syna. Wszystko na nic. Ze statystyk wynika, że w roku ubiegłym odebrano rodzicom wbrew ich woli 435 dzieci, trzy razy więcej niż w roku poprzednim i cztery razy więcej niż przed siedmiu laty.