W gigantycznej szklarni, w temperaturze jak w równikowych tropikach, ratowane są od wyginięcia rzadkie gatunki krokodyli i aligatorów. Dla ekologów, naukowców oraz zwykłych miłośników przyrody to prawdziwy raj. Farma może istnieć tylko dzięki gorącej wodzie i taniej energii z elektrowni. Mówiąc inaczej, jeżeli obrońcy środowiska zaczną protestować przeciwko reaktorom, zakład może zablokować dostawy i niezwykłą hodowlę trzeba będzie zamknąć. Na razie strony się porozumiały, co cieszy przede wszystkim turystów. Bo farma jest zdecydowanie największą atrakcją regionu i przyciąga mnóstwo zwiedzających.
W wielkim holu pełnym pamiątkowych folderów, pluszowych krokodyli, filmów DVD o ochronie przyrody, breloczków i setek innych gadżetów przygotowanych z myślą o gościach biega tłum rozkrzyczanych dzieci. To kolejna szkolna wycieczka przywieziona tu na niecodzienną lekcję przyrody połączoną z demonstracją zasad ochrony środowiska.
– Takich grup mamy nawet kilka jednego dnia – mówi z dumą młoda przewodniczka odpowiedzialna za oprowadzanie turystów. – Najpierw opowiadamy im o życiu krokodyli w naturalnym środowisku, potem pokazujemy, jak się rozmnażają i jak rosną, a na koniec wprowadzamy gości do głównej hali pełnej naszych podopiecznych. Najlepiej przyjechać we wtorek lub piątek, bo wtedy karmimy zwierzęta i można się dostać na specjalny pokaz.
[srodtytul]Na prawdziwych mokradłach[/srodtytul]
Główna hala ma powierzchnię ponad 6500 metrów kwadratowych. Projektanci zrobili wszystko, by upodobnić ją do prawdziwego, naturalnego środowiska. We wnętrzu odtworzone zostały afrykańskie, trochę śmierdzące zgnilizną, mokradła. Posadzono oryginalne rośliny, wśród których najwięcej zainteresowania budzi bajecznie kolorowa, zapylana nocą przez ćmy plumeria. Uwagę najmłodszych przyciągają też mięsożerne, żywiące się owadami dzbaneczniki. Tuż obok rosną sprowadzone z Egiptu papirusy.