– Ratujmy Węgry! Brońmy zasad moralnych! – wzywał w płomiennym wystąpieniu przed Zgromadzeniem Narodowym Erno Kallai, rzecznik praw obywatelskich ds. mniejszości. – Spójrzcie na raport Rady Europy. Krytykują nas. W kraju narasta rasizm, a węgierskie prawo karze tylko jego najbardziej ekstremalne przejawy.
W pełnym goryczy wystąpieniu rzecznik atakował rząd i policję za bezsilność w walce z przejawami rasizmu. – W ciągu 18 miesięcy doszło do 54 ataków na półmilionową mniejszość. Podpalane są romskie domy. W 17 przypadkach Romów zaatakowano koktajlami Mołotowa i granatami ręcznymi. Wszyscy jesteśmy za to odpowiedzialni. Te brutalne ekscesy są hańbą dla całego narodu! – oskarżał Kallai.
– Robimy, co możemy – odpowiedział mu minister sprawiedliwości Tibor Draskovics. – Powołaliśmy 50-osobową jednostkę specjalną. Wyznaczyliśmy 30 tysięcy euro nagrody za wskazanie morderców. Ale nie możemy walczyć z nienawiścią, która rozlewa się po całym kraju. Wielu Węgrom wizerunek Roma kojarzy się z przestępcą.
Ataki na mniejszość żyjącą w skrajnej nędzy nasilały się od dłuższego czasu. Węgrzy oskarżali Romów o kradzieże i rozboje. Oliwy do ognia dolało zabójstwo rumuńskiego piłkarza Mariana Cozmy, którego 8 lutego zadźgali Romowie z mafii narkotykowej kontrolującej okolice Balatonu. Ohydny mord wywołał falę protestów na Węgrzech.
Być może stał się on także przyczyną krwawego odwetu. 23 lutego w miejscowości Tatarszentgyorgi, 70 km na południe od Budapesztu, nieznani sprawcy zabili 27-letniego Roma i jego pięcioletniego syna. Podpalili ich dom i strzelali do uciekających. Mężczyzna dostał pięć kul w serce. Jego syn – 18. Zabójcy postrzelili również córkę zamordowanego. Policja początkowo sugerowała, że w domu wybuchł pożar, a mieszkańcy zginęli wskutek odniesionych obrażeń, ignorując łuski i szmaty polane benzyną znalezione w pobliżu domu.