– W wielu miejscach na świecie pozostał istotny potencjał konfliktogenny, utrzymują się zagrożenia spowodowane lokalnymi kryzysami i międzynarodowym terroryzmem. Nie ustają próby poszerzenia wojskowej obecności NATO w pobliżu rosyjskich granic – mówił rosyjski prezydent podczas wczorajszego kolegium Ministerstwa Obrony. Był to debiut Dmitrija Miedwiediewa jako głowy państwa na tym forum.
– Trzeba zaprzestać napraw starego sprzętu, a kupować nowy – mówił prezydent, zapowiadając, że jednym z priorytetów będzie odbudowa potencjału jądrowego Rosji. Uspokajał, że kryzys w żadnym wypadku nie przeszkodzi w realizacji ambitnych planów.
Dostało się też Ameryce. Szef resortu obrony Anatolij Sierdiukow zarzucił USA próby wzmocnienia swojej pozycji na uznawanym przez Rosję za swoją tradycyjną strefę wpływów obszarze. – Ameryka dążyła do uzyskania dostępu do surowcowych, energetycznych i innych zasobów krajów WNP.
– Deklaracje Miedwiediewa aspirują do rangi sensacji, ale to tylko logiczna konsekwencja reformy armii zatwierdzonej jeszcze w grudniu ubiegłego roku – mówi „Rz” ekspert wojskowy „Niezawisimej Gaziety” Wadim Sołowiow. – Prezydent, zapowiadając, że modernizacja na dobre zacznie się w roku 2011, dał do zrozumienia, że przez najbliższe dwa lata państwo zajmie się innymi elementami reform: ograniczeniem liczby wojskowych, restrukturyzacją i sprawami socjalnymi – dodaje.Część ekspertów odnosi się sceptycznie do szeroko zakrojonych planów modernizacji.
– O jej potrzebie wiadomo od dawna, w zasadzie od czasów rozpadu ZSRR. Nie zrobiono nic, gdy do Rosji płynęły strumienie petrodolarów, więc wątpię, by udało się to teraz, gdy z powodu kryzysu trzeba zacisnąć pasa – mówi „Rz” analityk wojskowy Aleksandr Chramczychin. Jego zdaniem ambitne deklaracje prezydenta mają na celu uspokojenie wojskowych, którzy nie rozumieją przeprowadzanej w Rosji wojskowej reformy, i zbrojeniówki, która obawia się, że problemy finansowe państwa położą się cieniem na jej interesach.