To jedna z największych zmian amerykańskiej polityki wobec Hawany od czasu komunistycznej rewolucji w tym kraju przed półwieczem. Kubańscy imigranci w USA będą mogli teraz bez przeszkód, legalnie odwiedzać swoich krewnych na wyspie – dotąd mieli prawo tylko do jednej wizyty w ciągu trzech lat. Będą też mogli bez ograniczeń wysyłać paczki z jedzeniem, ubraniem i innymi „artykułami pierwszej potrzeby”, a także pieniądze. Waszyngton pozwolił też amerykańskim firmom telekomunikacyjnym na ubieganie się o licencje na Kubie.
– Prezydent uznał, że taka zmiana otworzy przestrzeń niezbędną, by doprowadzić do demokratycznych przemian na Kubie – twierdzi wolący zachować anonimowość przedstawiciel administracji. Rzecznik prezydenta Robert Gibbs powiedział natomiast wprost, że prezydent USA chce zmniejszyć uzależnienie Kubańczyków od reżimu, dzięki czemu będzie im łatwiej domagać się demokratycznych reform.
Decyzja ta, zgodna z wyborczymi zapowiedziami Obamy, nieprzypadkowo została ogłoszona przed rozpoczynającym się w piątek w Trynidadzie szczycie państw obu kontynentów amerykańskich. Przywódcy Ameryki Łacińskiej wywierali w ostatnich tygodniach presję na Waszyngton, nakłaniając nową administrację do złagodzenia linii wobec Hawany. Pierwsze zapowiedzi złagodzenia sankcji pojawiły się w zeszłym tygodniu, kiedy Kubę odwiedziła siedmioosobowa delegacja Kongresu. Wysłannicy USA spotkali się ze schorowanym 82-letnim Fidelem Castro i jego bratem Raulem, który sprawuje władzę.
Mimo to dyrektor Programu Ameryk w Ośrodku Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) w Waszyngtonie Peter DeShazo ostrożnie wypowiada się o szansach odwilży na linii Waszyngton – Hawana.
– Obama sygnalizuje gotowość większej elastyczności, co otwiera przynajmniej szansę na jakąś zmianę – mówi „Rz” DeShazo.