Najczarniejszy scenariusz to spełnienie żądania Nicolasa Sarkozy’ego i oddanie francuskiemu kandydatowi teki komisarza ds. konkurencji lub wspólnego rynku. Jak mówią eksperci, to wpuszczanie lisa do kurnika, bo Francja słynie z pomysłu ochrony własnego rynku kosztem unijnej konkurencji, co spotyka się z oporem Brukseli i protestami tych, których na takie wsparcie nie stać, jak Polska. Ale właśnie o tego lisa gra Sarkozy i nie zdradza, czy poprze następną kadencję Barroso.
Portugalczyk nie ma kontrkandydata. Zostanie szefem Komisji Europejskiej, bo jego formacja, chadecja, wygrała wybory do Parlamentu Europejskiego. I rządzi w większości krajów UE. A szefa Komisji nominują wspólnie rządy (większością głosów) i akceptuje parlament (też większością). Barroso i jego zwolennicy chcieliby, żeby formalna decyzja zapadła już w tym tygodniu na szczycie UE w Brukseli w czwartek i piątek. Wtedy PE mógłby zagłosować na pierwszej sesji w połowie lipca. – Odraczanie decyzji byłoby niedobre – uważa Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO.
Ale socjaliści stawiają sprawę jasno: nie ma mowy o formalnym mianowaniu Barroso teraz, pod rządami traktatu nicejskiego. Trzeba to zrobić jesienią, gdy wejdzie w życie – taką mają nadzieję – traktat lizboński. Z kolei czołowi chadecy Angela Merkel i Nicolas Sarkozy stawiają na Barroso, ale chcą go potrzymać w niepewności. Ich propozycja na razie jest następująca: polityczna zgoda w czerwcu, a formalna akceptacja na jesieni.
Różnica niewielka, ale dla Barroso kluczowa. Gdyby dostał stanowisko już teraz, teki w KE mógłby rozdawać według własnego uznania. Będąc w formalnym zawieszeniu, znajdzie się pod presją największych. – Będzie zmuszany do ustępstw – mówi nieoficjalnie wysoki rangą dyplomata z Brukseli.
[wyimek]Unijni prawnicy muszą szybko wymyślić bezpieczną formułę gwarancji dla Irlandii[/wyimek]