Tak krwawych zamachów nie było w Iraku od półtora roku. Terroryści zaatakowali kilka dni po tym, gdy władze w Bagdadzie zapowiedziały, że wkrótce zdemontują większość betonowych bloków, które miały chronić Irakijczyków przed skutkami ataków bombowych. Ta obietnica miała być dowodem zaufania do irackich służb bezpieczeństwa, które od czerwca przejęły od Amerykanów kontrolę nad irackimi miastami. Przywykli do życia w ciągłym strachu Irakijczycy zaczynali wierzyć, że będą mogli czuć się bezpieczni.
Dlatego gdy wczoraj eksplodowała pierwsza wyładowana materiałami wybuchowymi ciężarówka, ludzi ogarnęła panika. Powody do paniki mają też członkowie rządu, ponieważ zamachowcom udało się uderzyć w okolicach Zielonej Strefy, jednej z najbardziej strzeżonych dzielnic Bagdadu, gdzie znajduje się większość budynków rządowych i ambasad.
– Ta operacja to dowód zaniedbań, za które odpowiedzialność ponoszą irackie siły bezpieczeństwa – przyznał generał Kassim al Musawi w irackiej telewizji państwowej. Poinformował, że przed Ministerstwem Spraw Zagranicznych eksplodował prawdopodobnie dwutonowy ładunek. Po wybuchu został lej o głębokości trzech metrów i szerokości dziesięciu.
Samochody-pułapki wybuchły też wczoraj w co najmniej pięciu innych miejscach. Jedna z ciężarówek – która miała zniszczyć gmach Ministerstwa Finansów – wybuchła na wiadukcie będącym częścią drogi szybkiego ruchu łączącej północ i południe Bagdadu. W dół runęły przejeżdżające akurat górą samochody. Na Zieloną Strefę w Bagdadzie posypał się też wczoraj grad pocisków moździerzowych.
Terroryści nieprzypadkowo zaatakowali właśnie wczoraj – w rocznicę pierwszego wielkiego ataku bombowego w Bagdadzie z 2003 r. i dzień przed ważnymi wyborami w Afganistanie. Jak podkreślają analitycy, władze USA założyły, że Irak jest już w miarę stabilny i można się teraz skupić na walce z afgańskimi talibami.