Wstępne wyniki wyborów miały zostać ogłoszone w ten weekend, a ostateczne za dwa tygodnie. Wszystko wskazuje jednak na to, że nic z tego nie będzie i proces liczenia głosów może potrwać znacznie dłużej. – Obawiam się, że dwa tygodnie nam nie wystarczą – powiedział dziennikarzom Daoud Ali Nadżafi, szef Niezależnej Komisji Wyborczej.

Największą przeszkodą jest wielka liczba skarg, które muszą zostać rozpatrzone przez komisję. Do niedzieli wpłynęło ich 225, i to tylko z Kabulu i okolic. Według źródeł afgańskich co najmniej 35 z nich ma na tyle poważny charakter, że mogą mieć znaczący wpływ na ostateczny wynik głosowania.

Chodzi przede wszystkim o przypadki dorzucania dodatkowych kart do urn, kilkakrotnego liczenia głosów, głosowania przez nieletnich czy zastraszania wyborców przez zwolenników poszczególnych kandydatów. O podobnych praktykach informowali również niezależni obserwatorzy. Na razie dwóch polityków ogłosiło swe zwycięstwo – obecny prezydent Hamid Karzaj i jego główny rywal Abdullah Abdullah.

Ten ostatni oskarżył głowę państwa o wykorzystywanie aparatu państwowego do manipulacji wyborczych. Dojść do nich miało między innymi w prowincjach Kandahar i Ghazni. – To się dzieje na jego oczach i pod jego kierownictwem. Wszyscy ludzie odpowiedzialni za oszustwa w tej części kraju są mianowani przez niego – powiedział Abdullah. Jego zdaniem oszustwa miały charakter masowy, a Karzaj „ukradł” wybory.

Według ekspertów żaden z kandydatów nie przekroczył progu 50 procent poparcia, a zatem powinno dojść do drugiej tury. – Jeżeli komisja ogłosi, że Karzaj wygrał już w pierwszej rundzie, to jego rządy będą nielegalne – powiedział brytyjskiemu „Guardianowi” wysoki rangą urzędnik ONZ. Specjaliści podkreślają, że jeżeli w Afganistanie dojdzie do spektakularnego oszustwa wyborczego, skompromituje to i władze Afganistanu, i Amerykanów, którzy wprowadzili tam demokrację. Ostrzegają również przed protestami ze strony zwolenników Abdullaha.