„Na oczach wszystkich wybory przekształcono w kpiny z ludzi” – powiedział Gorbaczow w wywiadzie dla opozycyjnej „Nowej Gaziety”. „Pożądany przez partię władzy rezultat uzyskano kosztem dyskredytacji instytucji politycznych i samej partii” – mówił.
Do nadużyć i fałszerstw wyborczych dochodziło i wcześniej, ale tym razem sytuację uznano za nadzwyczajną. Lojalna wobec Kremla parlamentarna opozycja: komuniści, LDPR Władimira Żyrinowskiego i Sprawiedliwa Rosja, ogłosiły nawet bojkot obrad Dumy.
„Skoro na taką manifestację zdobyli się tak zdyscyplinowani, zbliżeni do władzy i ostrożni ludzie, oznacza to, że zaufanie do wyborów zostało bezpowrotnie utracone” – ocenił Gorbaczow. Buntowników udobruchano wprawdzie obietnicą spotkania z prezydentem, ale bojowe nastroje nie wygasły.
Zdaniem politologa Aleksieja Muchina partia władzy przesadziła. – Gdyby nie oczywiste przegięcia, takie jak na przykład w Moskwie, to wybory mieściłyby się w ramach, do których się już przyzwyczailiśmy – twierdzi.
Jego zdaniem skonsolidowana akcja opozycji była sterowana przez administrację prezydenta niezadowolonego z ignorowania przez Jedną Rosję (na której czele stoi premier Władimir Putin) jego wezwań do uczciwych wyborów. Teraz, przekonuje, mogą polecieć głowy polityków, na przykład mera Moskwy Jurija Łużkowa.