„Chcielibyśmy, żeby Ameryka rozmieściła u nas swoje wojska jako tarczę przed rosyjską agresją” – miał według agencji Interfax powiedzieć Radosław Sikorski 4 listopada w waszyngtońskim instytucie CSIS. Wczoraj agencja przyznała, że zdanie to nigdy nie padło, i przeprosiła szefa polskiej dyplomacji za pomyłkę. Jej zdaniem nie była ona niezamierzona i wynikała z „niepoprawnej pracy reportera”.

Nieprawdziwy cytat zdążył wywołać nerwową reakcję w Moskwie. Konstantin Kosaczow, szef Komisji Spraw Zagranicznych rosyjskiej Dumy Państwowej, wezwał MSZ do „jasnej i bardzo ostrej reakcji”. Zagroził też pogorszeniem stosunków między Moskwą i Warszawą. – Jeśli wypowiedź pana Sikorskiego zostanie potwierdzona, oznaczałoby to, że w Warszawie są wciąż żywe najgorsze tradycje zimnej wojny – mówił rzecznik rosyjskiego MSZ Andriej Niestierienko. Na doniesienia agencji zareagował także rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, który wyraził „zdumienie”, ale zastrzegł, że trzeba poczekać na potwierdzenie słów polskiego ministra.

Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski zarzucił agencji manipulację, stwierdzając, że „depesza wywołała, być może zgodnie z intencją, liczne daleko idące reakcje” i zażądał sprostowania. Wczoraj nie krył satysfakcji z przeprosin.

- To miłe, gdy dziennikarz, czy nawet agencja potrafią wycofać się z błędu. Będę stawiał to za przykład naszym publicystom, którym też zdarza się przekręcać moje słowa - podkreślił Sikorski w Radiu Zet.