Rumiana Żelewa, bułgarska minister spraw zagranicznych, znalazła się pod ostrzałem eurodeputowanych w drugim dniu przesłuchań kandydatów przez Parlament Europejski. Pani minister próbowała uciec od trudnych pytań o jej niejasne powiązania biznesowe. – Jesteśmy tutaj, aby rozmawiać o pomocy humanitarnej – mówiła Żelewa, która została wytypowana do objęcia właśnie tej teki w Komisji kierowanej po raz drugi przez Jose Barroso. Europosłowie bułgarskiej opozycji przedstawili jednak dokumenty, że Żelewa posiadała nielegalnie udziały w spółce konsultingowej, sprawując jednocześnie mandat eurodeputowanej, a potem funkcję ministra spraw zagranicznych w chadeckim rządzie. Jej męża oskarża się o związki z mafią.
– Zadeklarowałam wszystko, do czego byłam zobowiązana – broniła się Żelewa. Teraz od Barroso i od jego oceny szans na pozytywną weryfikację Bułgarki zależy, czy wycofa jej kandydaturę. Jeśli uzna, że komisja parlamentarna oceni ją negatywnie, co może stać się podstawą odrzucenia całej KE, to może poprosić bułgarski rząd o nową kandydaturę.
Na pytania europosłów odpowiadał też m.in. Štefan Fuele, czeski kandydat, który ma się zająć dalszym rozszerzaniem UE i polityką sąsiedztwa. – Jestem otwarty na aspiracje Ukrainy – powiedział. Jego deklaracje spodobały się polskim eurodeputowanym. – Jest dobrze przygotowany do swojej roli – powiedział „Rz” Tomasz Poręba, eurodeputowany PiS.
Wątpliwości budziła komunistyczna przeszłość Czecha. Eurodeputowani byli jednak zadowoleni z wyjaśnień. – Był działaczem u schyłku komunizmu, robił to dla kariery,
jak Aleksander Kwaśniewski. Przeprosił za to publicznie w Czechach, czego nie zrobiło wielu mu podobnych w Polsce, reprezentujących Stowarzyszenie „Ordynacka”. Poza tym nie robił kariery politycznej, tylko po zmianie ustroju zaczynał od posady szeregowego dyplomaty – mówi Jacek Protasiewicz z PO.