Do erupcji wulkanu w pobliżu lodowca Eyjafjallajokull na południu Islandii doszło w środę. Towarzyszyły mu trzęsienia ziemi. Część lodowca stopniała, powodując powódź. Policja ewakuowała okolicznych mieszkańców i turystów. Wszystkie drogi zostały zamknięte.

Najgorsze jest to, że z wulkanu wydobywa się słup popiołów i dymu o wysokości ponad 11 tysięcy metrów. Ograniczając widoczność, stwarza zagrożenie dla samolotów. Popioły mogą się stopić pod wpływem ciepła silników, a następnie ponownie stwardnieć, powodując awarię. Zassanie pyłu do kabiny pilotów mogłoby zaś spowodować zakłócenie pracy kokpitu. W związku z tym loty nad Anglią i Szkocją zostały odwołane.

Dziesiątki tysięcy pasażerów utknęły na zamkniętym londyńskim lotnisku Heathrow. Także irlandzkie, szwedzkie i fińskie władze zamknęły przestrzeń powietrzną. Zawieszono loty z Danii do Norwegii, Szkocji i północnej Anglii. Na lotniskach w Brukseli, Amsterdamie i Paryżu odwołano loty w kierunku północnym. Także z polskich lotnisk nie odlatują samoloty do Wielkiej Brytanii i Skandynawii. Ponieważ chmura przemieszcza się w kierunku wschodnim przez Atlantyk, zamknięte zostały także holenderska i belgijska przestrzeń powietrzna. Zdaniem meteorologów popioły opadną dopiero za kilka dni, prawdopodobnie nad Szkocją, Danią i Norwegią. Chaos na lotniskach może potrwać do końca tygodnia, a nawet dłużej.

– Wszystko zależy od tego, w którym kierunku wieje wiatr – oświadczył rzecznik brytyjskiej agencji lotnictwa cywilnego Richard Taylor. Erupcje wulkanów są w Islandii bardzo częste. Wulkan Eyjaffjoell wybuchł po raz pierwszy miesiąc temu po 200 latach spokoju. Najbardziej niepokoi naukowców olbrzymi wulkan Katla pod pokrywą lodowca Myrdalsjokull. Wulkan ten ostatni raz wybuchł w 1918 roku i według ekspertów „powinien niedługo dać ponownie o sobie znać”, co zatrzymałoby połączenie lotnicze między Europą i Stanami Zjednoczonymi.