Tak nazwały niemieckie media skandal polityczno-obyczajowy w Lipsku sprzed kilku lat. Pisały o nim wszystkie gazety, informowały media elektroniczne, sprawą zajmowały się parlament landu i kontrwywiad. Chodziło o powiązania polityków, sędziów i adwokatów ze światem przestępczym zajmującym się prostytucją, handlem narkotykami i praniem pieniędzy.
Wielu szacownych obywateli Lipska utrzymywało podobno kontakty ze strukturami mafijnymi. Zwłaszcza dwóch sędziów, którzy kilkanaście lat temu mieli być stałymi klientami domu publicznego Jasmin w Lipsku. Były w nim zmuszane do nierządu nieletnie Ukrainki.
Urząd Ochrony Konstytucji Saksonii, czyli kontrwywiad, stworzył na ten temat dossier liczące kilkanaście tysięcy stron. Dokumenty wpadły w ręce dziennikarzy.
– Żadnej afery nie było, jedynie wiele pogłosek i plotek – stwierdziła dwa lata temu prokuratura i rozpoczęła śledztwo przeciwko kilkunastu dziennikarzom. – Oczerniali, pisali nieprawdę, błędnie interpretowali fakty – twierdzi prokuratura. Posadziła na ławie oskarżonych dwie osoby. Domaga się 6 tysięcy euro grzywny.
– Prokuratura chce wyznaczyć nowe standardy dziennikarskiego profesjonalizmu – stwierdza Związek Dziennikarzy Niemieckich (DJV). Tygodnik „Die Zeit”, który publikował materiały dwójki oskarżanych o nierzetelność reporterów, pisze, że cały akt oskarżenia opiera się na jednym zdaniu w jednym z tekstów. Reporterzy pytali, czy śledczy badający sprawę sędziego, który miał korzystać z usług domu publicznego, „znajdują się pod presją” i dlatego nie uwzględnili zeznań jednej z Ukrainek. Miała ona wtedy 13 lat i rozpoznała swego dawnego klienta, sędziego, przedstawiającego się jako Ingo. – Nie było na to dowodów, reporterzy wprowadzili celowo w błąd opinię publiczną – twierdzi prokurator Christian Kohle.