Z placu Kossutha, gdzie spotkałem się wczoraj z jednym z węgierskich polityków, wróciłem do hotelu samochodem Jobbtaxi, czyli „nacjonalistyczną taksówką”. Auta korporacji związanej ze skrajnie prawicową partią Jobbik łatwo rozpoznać: nad ich dachem powiewa sporych rozmiarów trójkolorowa flaga, a na drzwiach widnieje mapa Wielkich Węgier, jak za czasów walecznej dynastii Arpadów. Jobb- taksówkarz Peter Katranicz przywitał mnie, podnosząc rękę z opaską w narodowych barwach na przegubie, po czym włączył płytę z „patriotycznym rockiem”.
– Jestem z Jobbiku, ale według mnie Viktor Orban (obecny premier – red.) jest OK – mówił kierowca, gdy mknęliśmy ulicami Budapesztu. Katranicz zdawał się potwierdzać często słyszane opinie, że centroprawicowy Fidesz, który po kwietniowych wyborach przejął władzę, krok po kroku realizuje program Jobbiku. Czy jednak rzeczywiście tak jest?
Od momentu dojścia do władzy Orban zrealizował już kilka kluczowych postulatów nacjonalistów, którzy w wyborach zdobyli aż 17 proc. głosów. Ustanowiono nowe święto – dzień jedności narodowej – 4 czerwca, by upamiętnić tragedię, jaką był dla Węgrów traktat z Trianon z 1918 roku. Węgry utraciły wtedy 70 proc. swojego etnicznego terytorium, z czym nacjonaliści nie mogą się do dziś pogodzić. Zgodnie z ich postulatem przyjęto również ustawę, która umożliwia 5 milionom Węgrów żyjących poza granicami kraju uzyskanie obywatelstwa węgierskiego. Wywołało to oburzenie na Słowacji, gdzie mieszka 700 tys. Madziarów. Władze ustanowiły prawo, którego celem jest skłonienie szkół do wysyłania dzieci w ramach tradycyjnej wiosennej wycieczki zagranicznej wyłącznie na dawne terytoria węgierskie. Wszystko to wywołało falę krytycznych artykułów w zachodniej prasie. – Fidesz realizuje hasła Jobbiku częściowo po to, żeby podkraść mu wyborców – mówi „Rz” prof. Zsolt Enyedi, politolog z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego. – Nie sądzę jednak, by rząd przesunął się na pozycje skrajnie prawicowe, nie dopuściłaby do tego presja zagranicy.
Poza tym Fidesz to nie ekstremiści, tacy jak Jobbik – tłumaczy. Rząd nie zdecydował się m.in. na wprowadzenie w życie postulatu Jobbiku, by utworzyć oddzielne klasy dla dzieci romskich osiągających z reguły bardzo słabe wyniki w nauce. Według nacjonalistów celem szkolnej segregacji jest zastosowanie metod nauczania dostosowanych do „mentalności Romów” i – w ślad za tym – podniesienie poziomu ich wykształcenia. Socjaldemokraci alarmują, że doprowadziłoby to do marginalizacji ludności romskiej stanowiącej 5 – 7 proc. społeczeństwa. Orban nie zgadza się też na ponowną legalizację Gwardii Węgierskiej, związanej z Jobbikiem paramilitarnej organizacji, której symbolika nawiązuje do faszystowskich strzałokrzyżowców z okresu II wojny światowej.
– Na niedawnym spotkaniu Orbana z parlamentarzystami Jobbiku ci zaczęli mu wmawiać, że gwardia zajmuje się głównie pomocą powodzianom. Premier odpowiedział im jednak jasno: „Nie będę tolerował żadnej organizacji, która chce pozbawić Węgry demokracji” – mówi „Rz” Gabor Takacs, politolog ze zbliżonego do Fideszu Perspective Institute. Podkreśla, że parlament przyjął prawo zaostrzające kary za wybryki ekstremistów, m.in. za używanie symboliki faszystowskiej.